MAZDĄ DO PUSZCZY KNYSZYŃSKIEJ

Puszcza Knyszyńska nie odniosła nigdy medialnego sukcesu na miarę pobliskiej Puszczy Białowieskiej. Te dwa ogromne obszary leśne położone są na Nizinie Podlaskiej. Mają sporo cech wspólnych, ale też wiele je różni. W Puszczy Knyszyńskiej nie ma parku narodowego, a w Puszczy Białowieskiej nie znajdzie się śródleśnych polan z niewielkimi osadami. Nie chodzi jednak o porównywanie, bo to nie jest konkurs na miss puszczy. Każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa. Postanowiłem przyjrzeć się Puszczy Knyszyńskiej z bliska, żeby odkryć jej urodę i niepowtarzalność. Leśny weekend okazał się strzałem w dziesiątkę! W podróż ruszyłem Mazdą 2 Hybrid, żeby samemu się przekonać, czy na takiej trasie rzeczywiście utrzymam niewielkie spalanie paliwa.

Na skraju lasu

Pierwszym przystankiem w mojej podróży do Puszczy Knyszyńskiej był Supraśl. Byłem w tym urokliwym miasteczku wiele razy i bardzo lubię jego aurę. Niska zabudowa, wąskie uliczki oraz typowy małomiasteczkowy klimat. Dzisiaj to miasto na skraju puszczy reklamuje się jako uzdrowisko. Widać liczne inwestycje, budowy i zmiany, jakie zachodzą.
W panoramie Supraśla dominuje prawosławny monastyr Zwiastowania Przenajświętszej Bogarodzicy. Klasztorne mury skrywają w sobie dwa bardzo ciekawe muzea. Muzeum Ikon, będące oddziałem Muzeum Podlaskiego w Białymstoku, oraz Muzeum Sztuki Drukarskiej i Papiernictwa.
Wejście na wystawę w Muzeum Ikon to podróż do niezwykłej sfery sacrum. Dzieła wyeksponowane są w niecodzienny sposób, a zwiedzaniu towarzyszy cerkiewna muzyka w tle. Każda z ikon to odrębna historia i przyczynek do refleksji czy zadumy. Ilekroć przekraczam próg tego muzeum, odkrywam w świętych wizerunkach coś innego. Tym razem zachwyciła mnie część poświęcona ikonom z podlaskich świątyń.
W Muzeum Sztuki Drukarskiej i Papiernictwa nie opowiada się jedynie o historii maszyn służących w przeszłości do drukowania i powielania tekstu, ale można też zobaczyć, jak one działają. Wprawiona w ruch maszyneria drukuje dokładnie tak samo jak przed wiekami. Zwiedzanie wystawy jest więc nie tylko lekcją historii, ale też podróżą do przeszłości, w której ludzie rozwijali myśl techniczną w dążeniu do popularyzacji czytelnictwa.

W świecie Tatarów

Po drugiej stronie puszczy znajdują się Kruszyniany. Ta niewielka wieś od kilku lat przeżywa prawdziwy rozkwit. Turystów przyciąga w to miejsce meczet oraz słynna w całym regionie Tatarska Jurta, czyli restauracja serwująca dania kuchni tatarskiej. Po wielowiekowych tradycjach, które mają początek w XIV w., kiedy to Tatarzy zaczęli osiedlać się na tych terenach, nie zostało wiele. Po polskiej stronie granicy pozostały dwie wsie – Kruszyniany oraz Bohoniki. Zachował się w nich tatarski charakter. Każda ma swój meczet (miejsce modlitwy) oraz mizar (cmentarz).
Wizytę w Kruszynianach zawsze zaczynam od wejścia do meczetu. O jego historii, a także o historii Tatarów w Polsce opowiada tam zazwyczaj Dżemil Gembicki. Warto zatrzymać się przy tej opowieści dłużej, bo jego słowa przepełnione są nie tylko wiedzą, ale również pasją. Kawałek za meczetem położony jest mizar, który również warto zobaczyć.
Będąc w Kruszynianach, koniecznie trzeba spróbować regionalnej kuchni. Tatarska Jurta, restauracja prowadzona przez Dżennetę Bogdanowicz, pełni bardzo ważną rolę w krzewieniu kultury tatarskiej w Polsce. Do turystów, którzy licznie odwiedzają ten lokal, przemawia tradycyjnymi smakami. W karcie nie ma kompromisów, więc znajdują się w niej wyłącznie dania tatarskie. Będąc w okolicy, przez kilka dni stołowałem się z lubością w Tatarskiej Jurcie. Moim daniem numerem jeden są manty, czyli pierogi gotowane na parze z cielęciną, cebulą i dynią, polane masłem pietruszkowym. Kolejne miejsce na podium zajmuje czeburek. Jest to smażony pieróg nadziewany farszem z indyka z czosnkiem. Ciekawy smak ma również danie azu. To aromantycznie przyprawione mięso drobiowe podawane z ziemniakami, cebulą, fasolą oraz ogórkiem kiszonym. W kategorii deseru polecam manty z białym serem, które podawane są z jogurtem i sezonowym sosem owocowym. Kropką nad i w tej kulinarnej opowieści był dla mnie kompot z rokitnika. Cóż za wspaniały smak!
Czy kuchnia tatarska jest smaczna? Obiektywnie rzecz biorąc tak. Nie odbiega znacznie od tego, co znamy z polskich stołów, ale stosuje się w niej bardzo ciekawe połączenia smaków, a potrawy są inaczej przyprawione. Syty obiad świetnie dopełnia obrazu kultury tatarskiej, którą można zobaczyć w Kruszynianach.

No to las!

Tytuł tego artykułu nie jest clickbaitem. To Puszcza Knyszyńska gra pierwsze skrzypce w tej opowieści i choć do tej pory jeszcze się nie pojawiła w tekście z nazwy, to zarówno w przypadku Supraśla, jak i Kruszynian nie sposób oderwać tych miejsc od lasu. Puszczy można zasmakować, nawet jadąc główną drogą. Dla samej przyjemności z jazdy, polecam wybrać się do Kruszynian drogą z Białegostoku w kierunku Bobrownik. W czasach, kiedy dla ruchu tranzytowego otwarte było przejście graniczne z Białorusią, na drodze nr 65 było mnóstwo ciężarówek. Dzisiaj panuje na niej głucha cisza. Przydrożne parkingi, opuszczone place handlowe – obrazy rodem z apokalipsy. Ten stan rzeczy sprawił, że choć jest to droga krajowa, to obecnie służy jedynie lokalnym mieszkańcom i turystom. Jadąc nią ponad 30 km, można delektować się widokami sosnowych lasów. Co jakiś czas, niczym przecinek w tej opowieści natury, pojawia się kilka zabudowań.
Podobnie sprawa wygląda na drodze z Supraśla do Krynek. To drugi wariant dojazdu do Kruszynian. Którą drogę wybrać? Moim zdaniem trasa przez Królowy Most drogą nr 65 jest piękniejsza! Jest w niej mały haczyk, czyli odcinek nawierzchni szutrowej (ok. 5 km).
Te wspomniane dwie asfaltowe szosy to byłoby na tyle, jeśli chodzi o gładkie nawierzchnie. Zdecydowana większość dróg prowadzących przez puszczę jest szutrowa. Są to dobrze utwardzone drogi, które mają jednak bardzo różny stan. Od gładkich po dziurawe niczym szwajcarski ser. Chcąc zajrzeć w głąb puszczy, w miejsca odludne, trzeba liczyć się ze zdjęciem nogi z gazu. Czy to przeszkadza? Wcale! Wręcz jest to wskazane, bo dzięki temu można podziwiać piękne dzikie ostępy.
Gdzie się zapuścić w puszczę? Mam dwie trasy godne polecenia. Pierwsza to odcinek między Supraślem i Królowym Mostem. Jest to 13 km szutrowej drogi przez las. Podczas jazdy nie widać nic poza drzewami i plątaniną leśnych dróg. Polecam zatrzymać się w połowie tego odcinka i wejść na chwilę w którąkolwiek stronę w głąb lasu. Cisza i święty spokój mają tam zupełnie inny wymiar. Sama droga stanowi skrót, więc jest uczęszczana.
Inna droga prowadzi do osady Sosnowik. Mnie w te puszczańskie ostępy przyciągnął „jeleni most”, który bardzo chciałem zobaczyć. Do Sosnowika skręca się z głównej szosy w Talkowszczyźnie. Dalej pokonuje się ok. 5 km malowniczej leśnej drogi. Do samego mostu nie da się dojechać i trzeba do niego przejść albo od strony osady, albo od strony krzyża wotywnego mijanego po drodze. Uważam, że warto wyjść z auta i przejść się po lesie przez te 30 minut, żeby zobaczyć ciekawie wyrzeźbione przęsła mostu. Znajduje się on na skraju rozległej polany, a jego otoczenie jest bardzo malownicze. Można też podarować sobie most i po prostu pojechać do Sosnowika, żeby zobaczyć puszczańską osadę. Nie ma tam nic szczególnego – kilka domostw i gospodarstw, które wyglądają na zamieszkałe tylko sezonowo. Można doświadczyć w tym miejscu niezwykłej ciszy i błogiego sielskiego klimatu. Widoki na puszczę otaczającą polanę z Sosnowikiem są bardzo malarskie.
Nie są to jedyne ciekawe opcje w puszczy. Moim zdaniem jednak całkowicie wpisują się w jej klimat. Można pojechać do Lipowego Mostu, Surażkowa czy Nowosiółek. W puszczy znajduje się sporo niewielkich osad, których nie sposób wypatrzeć na mapach. Czasami jest to dosłownie kilka domów pośrodku niczego. Takie miejsca mają niepowtarzalny klimat.
Poruszanie się samochodem po Puszczy Knyszyńskiej nieco komplikują liczne zakazy wjazdu na leśne drogi. Zazwyczaj udostępnione są odcinki prowadzące do zamieszkałych osad, ale im głębiej w las, tym trudniej znaleźć w tym labiryncie legalny przejazd. Sprawę utrudnia również permanentny brak zasięgu telefonicznego. Nawet mapy offline nie do końca zdają egzamin. Trzeba miejscami jeździć „na czuja”, ale często kończy się to zawracaniem i powrotem tą samą drogą.
A pieszo albo rowerem można? Pewnie! Szlaków, dróg i ścieżek w puszczy jest pod dostatkiem. Odległości są jednak na tyle duże, że w czasie weekendowego wyjazdu zrezygnowałem z wędrówek, a na wycieczkę rowerową przyjdzie z pewnością jeszcze czas. Skupiłem się tym razem na tym, co każdy może zobaczyć w puszczy. Poza wymienionymi miejscami na uwagę zasługują jeszcze co najmniej trzy punkty. Otwarta niedawno zagroda pokazowa żubrów w Kopnej Górze. Tuż obok niej znajduje się bardzo urokliwe arboretum leśne z ciekawymi okazami drzew i krzewów.
Miejscem wręcz kultowym na mapie Puszczy Knyszyńskiej jest również skupiony wokół leśnych tematów ogród przyrodniczo-leśny Silvarium w Poczopku. To trio w kompleksowy sposób przedstawia naturę puszczy. Możliwość zobaczenia z bliska króla puszczy, czyli żubra, jest niezapomnianym przeżyciem.

Wisienka na torcie

Puszcza Knyszyńska zachwycała i zaskakiwała mnie na każdym kroku. Wiedziałem, że nie zdołam jej w pełni doświadczyć bez wsłuchania się w wieczorną ciszę. Szukałem więc miejsca z dala od cywilizacji, by się zatrzymać, i wylądowałem w domku na drzewie! Na Łośmiu Metrach to istny raj na ziemi. Zanim zasnąłem, siedziałem w salonie na fotelu i przez otwarte okno słuchałem pohukiwania sów na skraju puszczy. Budząc się rano, przez wielkie okna w sypialni patrzyłem na kołysane wiatrem drzewa. W tym domku znaleziono złoty środek między przestrzenią mieszkalną i bliskością natury. Wiem, że bez tego doświadczenia spania w Puszczy Knyszyńskiej odbierałbym ją zupełnie inaczej. Nocą, kiedy w okowach ciemności znika widzialny świat, trzeba wyostrzyć zmysł słuchu, żeby się przekonać, jak wielu dzikich mieszkańców ma ten las.
Możliwość przebywania blisko przyrody w tak komfortowych warunkach, jakie oferuje domek Na Łośmiu Metrach, przypomniało mi moje marzenia z dzieciństwa o tym, żeby spać w domku na drzewie. Rano obudziło mnie słońce, które przedzierając się przez liście drzew, odegrało na ścianie sypialni istny teatr światłocieni.

Dla kogo ta puszcza?

Puszcza Knyszyńska to dobre miejsce dla tych, którzy szukają kontaktu z naturą, lubią ciszę i niestraszne im spędzenie czasu bez dostępu do internetu. Leśne ostępy działają niczym naturalny filtr i skutecznie odcinają od świata zewnętrznego. Łatwo się wyciszyć i odpocząć. Atrakcje jednak nie są tu podane na tacy. Trzeba się sporo najeździć. Tym bardziej doceniałem Mazdę 2 Hybrid, która w czasie tej podróży spalała jedynie 4,2 l/100 km. Do tej puszczy z pewnością będę jeszcze wracał. Czuję spory niedosyt, bo choć wiele już zobaczyłem, to nadal kuszą mnie te wielkie połacie zieleni na mapie z dala od dróg i cywilizacji, gdzie można się dostać tylko pieszo lub rowerem.