KAJAKOWA PRZYGODA Z MAZDĄ CX-60
Ta przygoda nie doszłaby do skutku, gdyby nie czerwcowa porażka. Wtedy przejechałem na rowerze pięć tras w pięciu puszczach na północnym wschodzie Polski. Pomysł ten miał mieć również rozwinięcie w postaci trasy kajakowej, co jednak się nie udało. Plany pokrzyżowała mi pogoda, a całą organizację utrudniała logistyka takiego spływu. Nie porzuciłem jednak tego pomysłu. Wyciągnąłem wnioski i doszedłem do przekonania, że moje marzenia wcale nie są z kosmosu. Co więcej, można je nawet zmieścić w bagażniku Mazdy CX-60! W pierwszym tygodniu września ponownie ruszyłem w kierunku Suwalszczyzny. Tym razem miałem ze sobą dmuchany kajak, który okazał się przepustką do realizacji mojego marzenia.

5 minut do przygody
300 sekund, czyli 5 minut bez pośpiechu, zajęło mi napompowanie kajaka. Długo rozważałem jego zakup, ale ostatecznie zdecydowałem się na wypożyczenie z popularnej sieci sklepów sportowych. Koszt na pięć dni wyniósł 300 zł. Uznałem, że nie mając doświadczenia ani pewności, czy taka forma aktywności mi się spodoba, wolę nie ryzykować zakupu własnego sprzętu. Cała procedura wypożyczenia trwała kilka minut i załatwiłem ją przez internet. Do sklepu pojechałem tylko po to, by odebrać kajak przed wyjazdem. Wybrałem największą z możliwych opcji, czyli model dla dwóch osób dorosłych i ewentualnie jednego dziecka. W praktyce płynęła w nim tylko jedna osoba, więc miejsca było pod dostatkiem.
Procedura rozkładania i nadmuchiwania kajaka jest bardzo intuicyjna. Obejrzałem w sieci kilka filmów, więc kiedy dotarłem na pomost nad Czarną Hańczą, gdzie pierwszy raz zwodowałem kajak, znałem już sekwencję ruchów. Tak naprawdę kluczowa jest kolejność pompowania poszczególnych sekcji, ale to zależy od modelu. W moim przypadku najpierw pompowałem dno, potem boki, a na końcu siedziska. Pompka, którą dostałem w zestawie, działała bardzo sprawnie i już po 5 minutach mogłem ruszać na szlak. Przy wypożyczeniu otrzymałem również dwa wiosła. Niestety, nie było opcji wypożyczenia kamizelki ratunkowej, co uważam za duży błąd. Ten problem rozwiązałem, pożyczając ją w jednej z miejscowych stanic wodnych.
Dlaczego dmuchany kajak?
We wstępie wspomniałem o wnioskach, które wyciągnąłem z porażki podczas mojej poprzedniej podróży. Najważniejszy z nich był taki, że spływ klasycznym kajakiem trzeba zaplanować z góry na określoną długość. Trasa jest uzależniona od miejsc, do których firma wypożyczająca kajaki jest w stanie dojechać po ich odbiór. To można przeżyć, ale na pogodę nikt nie ma wpływu. Na tym właśnie poległem. W dniu, w którym planowałem spływ, rozpętała się nawałnica trwająca kilka godzin. Nie było mowy o bezpiecznej wycieczce i musiałem zrezygnować. Czy nie dało się skrócić trasy? Niestety nie, bo trudno namówić wypożyczalnię na transport kajaka na trasę trwającą zaledwie godzinę.
W tym wszystkim jest jeszcze jedna istotna kwestia: ja lubię kontakt z naturą o wschodzie i zachodzie słońca, czyli w tych porach dnia, kiedy złote światło zalewa wszystko dookoła. Nie planując kilkudniowego spływu, można zapomnieć o takich przeżyciach na wodzie, ponieważ wypożyczalnie chcą zwrotu sprzętu przed wieczorem, a start zazwyczaj odbywa się w późnych godzinach porannych. Wiedziałem więc, z jakimi wyzwaniami muszę się zmierzyć, i kiedy zestawiłem je z opcją zabrania ze sobą dmuchanego kajaka, mogłem skreślać z listy jedną przeszkodę po drugiej.
W bagażniku Mazdy CX-60, pozornie, zabrałem tylko kajak i wiosła. Tak naprawdę wiozłem ze sobą przepustkę do przygody w miejscach, do których nie mógłbym się dostać w inny sposób. Zrozumiałem to już na etapie planowania, bo przecież skoro miałem do dyspozycji pięć dni, nie musiałem skupiać się tylko na Czarnej Hańczy czy Rospudzie. Suwalszczyzna to przecież kraina jezior! Są te znane, jak Wigry czy Hańcza, ale nie brakuje też nieznanych, jak Jezioro Kamedulskie czy Jezioro Pobondzie. Rysując w głowie plan tego wyjazdu, wiedziałem, że czeka na mnie mnóstwo przygód, a tylko od mojej chęci zależało, na ile z nich skorzystam. Mając w bagażniku kajak, stałem się całkowicie wolny i niezależny.
Całkowicie wolny? To uproszczenie, bo przecież nie wszędzie da się taki kajak zwodować. Ja celowo wybierałem miejsca, do których mogłem dojechać samochodem. To, moim zdaniem, idealne rozwiązanie. Istniała oczywiście możliwość przeniesienia kajaka na plecach, ponieważ w wersji bez powietrza mieści się on w dużym plecaku. Waży około 18 kg, co jest sporą wagą, ale ostatecznie da się z nim powędrować tam, gdzie nie da się dojechać autem. Ja z takiej opcji nie korzystałem, bo miałem do dyspozycji całą masę pomostów i plaż, gdzie parkowałem Mazdę tuż obok. Inaczej jest w przypadku rzek, bo tam dojazd często jest mocno utrudniony i trzeba wydostać się z kajakiem na plecach do miejsca, w którym stoi samochód.
Minusy
Wolność, niezależność i łatwość planowania to jedna strona medalu. Dmuchany kajak nie jest jednak rozwiązaniem idealnym i ma swoje minusy, które najbardziej uwidaczniają się na rzekach. Można co prawda zaplanować spływ z punktu A do B, ale jak rozwiązać logistykę z samochodem, który pozostaje w miejscu startu? To niestety zmuszało mnie do szukania „ładnych” fragmentów rzek i pływania nimi najpierw pod prąd, a później z prądem. Przyznam, że wymaga to sporo siły, a gdy na rzece jest większy ruch, może być to kłopotliwe. Nie wybierałem jednak długich odcinków. Łatwość przejechania autem z miejsca na miejsce sprawia, że w ciągu jednego dnia można zrobić kilka krótszych wycieczek.
Brzmi prosto, ale i tu jest pewien haczyk. Kajak po wyjęciu z wody jest mokry. Niby schnie w mgnieniu oka, ale żeby wysuszyć go naprawdę dobrze, potrzeba sporo czasu. Kończyło się to więc zwijaniem mokrego sprzętu. Dopiero ostatniego dnia, przygotowując go do zwrotu, musiałem całkowicie go wysuszyć, ponieważ jest to jeden z warunków, który zwalnia z dodatkowej opłaty serwisowej. Proste? I tak, i nie, bo co, gdyby padało i nie miałbym go gdzie wysuszyć? Takie rzeczy warto wziąć pod uwagę.
Kolejny, chyba najważniejszy minus, dotyczy samego pływania. Kajak, choć duży, nie jest tak stabilny jak te klasyczne, wykonane z tworzyw sztucznych. Początkowo trzeba nauczyć się wsiadania, manewrowania i wysiadania. Wydaje się to podobne do pływania klasycznym kajakiem, jednak różnice tkwią w szczegółach. Z moich obserwacji wynika, że dmuchany kajak, który miałem, był dużo szybszy niż te, którymi pływałem dotychczas po rzekach czy jeziorach. Przez to jest jednak bardziej wywrotny, a gdy pojawia się fala, trzeba się do niej odpowiednio ustawić. Przy omijaniu przeszkód na rzekach również trzeba nabrać wprawy, pamiętając o tym, że grozi nam nie tylko wywrotka, ale także przebicie kajaka.
Przebicie i co dalej? Tu do gry wchodzi kwestia wypożyczalni. Z tego zrozumiałem w przypadku poważnego zniszczenia, którego nie da się naprawić za pomocą standardowej łatki trzeba zwrócić całą wartość kajaka. Każda wypożyczalnia ma swoje zasady, ale warto je dokładnie sprawdzić przed wyjazdem.
Plusy
W podróżowaniu najbardziej cenię sobie wolność. To ja chcę decydować, dokąd jadę, ile czasu poświęcam na zwiedzanie, co jem i gdzie śpię. Mając mobilny kajak, który mogę napompować w dowolnym miejscu (oczywiście z poszanowaniem przepisów prawa), czuję się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Z wielką radością jeździłem po Suwalszczyźnie i z perspektywy wody oglądałem kolejne jeziora, które do tej pory były dostępne dla mnie wyłącznie z brzegu. Przyznam, że to właśnie zamknięte akweny urzekły mnie dużo bardziej niż rzeki.
Mając kajak w bagażniku, można do ostatniej chwili zostawić decyzję o tym, gdzie się popłynie. Nie ma też pośpiechu z powrotem. To jest moim zdaniem największy plus. Po niektórych jeziorach pływałem przez kwadrans, a na innych delektowałem się ciszą przez dobrą godzinę.
Bezcenne wspomnienia
Trudno mi ocenić, czy kwestię opłaty za wypożyczenie umieścić w plusach czy minusach. Cena 60 zł za dzień wydaje się nie być wygórowana, zwłaszcza że standardowe ceny jednodniowych spływów kajakowych oscylują bliżej 100 zł za dwuosobowy kajak, w zależności od regionu. Trzeba jednak spojrzeć na to szerzej: gdybym planował weekendowy spływ Rospudą, pewnie zdecydowałbym się na tradycyjne rozwiązanie z wypożyczalnią, która zapewnia całą logistykę.
Odkładając na bok kwestie finansowe, warto zwrócić uwagę na to, co moim zdaniem najważniejsze, czyli na wspomnienia. A te są bezcenne! Trudno bowiem porównać z czymkolwiek chwile spędzone na tafli wody, gdy nie słychać niczego poza szumem drzew. Celowo nie wymieniam tutaj dokładnych nazw jezior, po których pływałem, ponieważ chciałbym, aby ten wpis był uniwersalny, a nie tylko związany z Suwalszczyzną. Podobnie można przecież pływać na Kaszubach, Pojezierzu Drawskim czy po rzekach na Dolnym Śląsku. Samochody takie jak Mazda CX-60 idealnie nadają się do tego typu aktywności. Pojemny bagażnik bez problemu pomieści wszystko, co niezbędne, a wyższe zawieszenie i napęd 4×4 ułatwiają dotarcie do miejsc nad rzekami i jeziorami.