CO Z TĄ ZIMĄ?

Patrząc przez okno w połowie lutego 2024 r., na usta ciśnie się pytanie: Co z tą zimą? Trzy dekady temu, gdy w grudniu robiło się biało, było wiadomo, że śnieg poleży pewnie do lutego. Teraz, gdy sypnie białym puchem z rana, to wieczorem po śniegu może nie być już śladu. Od kilku lat zima bawi się z nami w ciuciubabkę. Pojawia się tam, gdzie mało kto się jej spodziewa, po czym zaraz znika. Mieszkańcy Mazur przecierają oczy ze zdumienia, bo tyle śniegu nie widzieli od lat. Podobnie czynią mieszkańcy terenów górskich, ale ich zdumienie ma zgoła odmienną przyczynę. Oni się zastanawiają, gdzie się podział śnieg.

Śpieszmy się kochać zimę

Kiedy wyruszałem w styczniową podróż w Karkonosze, termometr w Warszawie pokazywał 4 °C. W Karpaczu z samego rana słupek rtęci spadł poniżej –10 °C. Zobaczyłem w prognozie „okno” i nie myśląc długo, ruszyłem na spotkanie z zimą. Z godziny na godzinę sytuacja ulegała zmianie. Gdy dotarłem na miejsce, z trzech dni zimy zostały dwa. W rzeczywistości okazało się, że mróz trzymał tylko przez nieco ponad dobę. Mroźny czas wykorzystałem na akcję górską. Przez dwa dni chodziłem po Karkonoszach, zbierając materiał do nowych tekstów. W planach miałem też jazdę samochodem po górach, żeby sprawdzić jak Mazda CX-60 sprawdza się w takich warunkach.
Zbiegłem z gór i wskoczyłem do auta. Przebiłem się przez zatłoczone drogi Karpacza i pojechałem na Pogórze Kaczawskie. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. U podnóża Karkonoszy już prawie nie było śniegu! Zabawne jest szukanie zimą śniegu w górach, ale tak to niestety w ostatnich latach wygląda. Tak naprawdę było to ostatnie popołudnie i wieczór z zimową aurą. Zima po prostu nagle zniknęła.

Przez zaspy

Na szczęście Kraina Wygasłych Wulkanów mnie nie zawiodła. Osłonięta górami i wzgórzami przestrzeń zachowała resztki śniegu. Co więcej, ten sam wiatr, który wywiał śnieg na przedpolach Karkonoszy, w okolicach Dobkowa czy Świerzawy utworzył na drogach ogromne zaspy. W takich warunkach mogłem bez problemu sprawdzić, jak spisze się napęd 4×4 w maździe. Korzystałem też z trybu „offroad”, który przełącza się jednym przyciskiem przy skrzyni biegów. W wielu miejscach był bardzo przydatny, zwłaszcza tam, gdzie zaspy niemal uniemożliwiły przejazd.
Jeździłem głównie bocznymi drogami. Przy kilku z nich ustawiono znaki, że są nieutrzymywane w okresie zimowym (czyt. pług tam nie zagląda). Nie mogłem sobie wymarzyć lepszych warunków do moich testów. Zaufanie do auta najlepiej buduje się przez doświadczenie. Czułem się trochę jak na poligonie doświadczalnym, na którym raz po raz mazda zdawała kolejne testy. Niestraszny okazał się dla niej głęboki śnieg – to zasługa prześwitu. Ruszanie na śliskim podłożu pod górkę zdała bez problemu. Jedyne momenty, w których miałem większe obawy, to te, gdy czułem, że pod śniegiem jest miękkie podłoże. Masa auta robi swoje i dość łatwo można się w takich warunkach zakopać. Stare powiedzenie mówi, że terenowość auta mierzy się w odległości, jaką idzie się do najbliższej wsi po traktor. Mazda CX-60 oszczędziła mi takich przygód.

Co z tą zimą?

Kolejnego ranka obudziłem się i przez otwarte okno w pokoju wdarło się do środka wiosenne powietrze. Przecież to jeszcze styczeń! Wiosenna aura pozostała jednak ze mną już do końca podróży. Co więcej, wiatr dosłownie wywiał mnie z gór. W planach miałem wizytę w kolejnym parku narodowym, ale sytuacja w Górach Stołowych była na tyle niebezpieczna, że odpuściłem. Kolejny raz z podkulonym ogonem i tęsknotą za zimą musiałem jechać dalej.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy w czasie slowroadowych podróży zima zagrała mi na nosie. W 2021 r. w styczniu wybrałem się w Bieszczady. Cudem w ciągu całego tygodnia załapałem się na dwa dni ze śniegiem, co brzmi jak żart. Rok temu, chcąc znaleźć zimę, musiałem pojechać w najdziksze ostępy Gorców, żeby wysokość zrobiła swoje i żebym mógł zobaczyć śnieg. Podobnie było w 2019 r., kiedy zimę znalazłem dopiero 20 km za Suwałkami.
Daleko nie muszę szukać. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst, za oknem było szaro i buro. Minęły może trzy kwadranse i niczym z wora sypnął śnieg. Co z tą zimą? Chyba trzeba podchodzić do niej jak do epizodów. Jeśli chce się jej zakosztować, to trzeba wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję. Bez czekania na cud. Jest biało? No to w drogę! W takich sytuacjach auto z napędem 4×4 i systemami wspomagającymi na śliskiej nawierzchni są na wagę złota.
Ile takich epizodów ostatnio przeżyłem? Całkiem sporo. Pomijając ten w Karkonoszach, byłem jeszcze dwa razy na Podhalu. Tam jest naprawdę sporo miejsc, które w zimowej scenerii wyglądają jak z bajki. W tzw. zimowym epizodzie z początku grudnia 2023 r. trafiłem na piękną szadź na drzewach w okolicach Nowego Targu. Kolejny strzał to inny wyjazd i odwiedzenie moich ulubionych miejsc z widokiem na Tatry. Każdy taki wypad i każde przywiezione zdjęcie cieszą po stokroć.
Dobrze że mogę docierać w te miejsca bezpiecznie. Odkąd na własnej skórze sprawdziłem, co potrafi napęd 4×4 w mazdach, wiem, że jeśli tylko ja nie zawiodę jako kierowca, to auto sobie poradzi. Za mną już wiele tysięcy kilometrów zimowych przygód i wiele radości z jazdy. Lubię za kierownicą czuć się pewnie i kiedy jeździłem po Pogórzu Kaczawskim, gdzie czarny asfalt nagle zamieniał się w zaspę, wiedziałem, że moja mazda mnie nie zawiedzie. Czułem się bezpiecznie niezależnie od tego, co miałem pod kołami. Zimą jest to na wagę złota.

Zimowe marzenia

Drogowcy, kierowcy i pewnie jeszcze sporo innych grup ludzi wcale nie cieszy się z kolejnych epizodów zimy. Ja czekam na nie i łaknę ich jak kania dżdżu. Póki co zaspokoiłem moje górskie pragnienia. Teraz patrzę na północny wschód Polski. Marzy mi się kolejny raz spotkać żubry! Chciałbym pojeździć po Puszczy Augustowskiej. Przemknąć po najdzikszych zakamarkach Suwalszczyzny. A może zajrzeć do Białowieży… Zimą puszcza wygląda bajkowo! Planów w głowie mam co niemiara. Pytanie pozostaje jednak otwarte, czy zima pozwoli mi je zrealizować. Mazda w tym pomoże. Jest gotowa do drogi i czeka na kolejne przygody. A ja wypatruję nadchodzących epizodów.