Jesteś tutaj:

JAK SFOTOGRAFOWAĆ ZACHÓD SŁOŃCA?

Zauważyłem, że zachód słońca przyciąga więcej amatorów fotografii niż wschód. Tłumaczę sobie to tym, że schyłek dnia nie wymaga wczesnego wstawania, a i pogodę łatwiej jest ocenić. Postanowiłem podzielić się kilkoma radami, które pomogą miłośnikom fotografii w uwiecznianiu skrajnych momentów dnia. Skupię się bardziej na zachodach słońca, choć te wskazówki wykorzystać można także, kiedy dzień budzi się do życia.

Światło
Fotografia to nic innego jak zapis światła. To duże uproszczenie, ale pomoże nam ono lepiej zrozumieć, z czym musimy się zmierzyć w czasie zachodu słońca. Inaczej można go nazwać zanikiem światła. Z każdą minutą jest go coraz mniej. Na niektóre miejsca pada długi cień, tam nie ma go w ogóle. W trakcie fotografowania zachodu słońca trzeba uświadomić sobie, że jest to próba uchwycenia niknącego blasku. Ten moment dnia jest pełen sprzeczności. Z jednej strony widzimy bardzo jasny punkt – słońce. Z drugiej strony prędko rozprzestrzenia się ciemność. Jak to pogodzić?

Ile widzi oko?
Na potrzeby tego artykułu możemy przyjąć, że nasze oko to niezwykle skomplikowany obiektyw. Dzięki regulacji ilości światła, która do niego wpada, jesteśmy w stanie widzieć w różnych warunkach. Źrenica w naszym oku działa jak przysłona w obiektywie aparatu. Natura wyposażyła ludzkie oko w niezwykle szeroką rozpiętość tonalną. Najprościej mówiąc, oznacza to, że potrafimy nawet w mocno zacienionych fragmentach pokoju jesteśmy w stanie dostrzec zarysy przedmiotów. Możemy dzięki temu patrzeć na świat w samo południe, ale także po zmroku. Oczywiście ma to swoje granice – korzystamy z okularów przeciwsłonecznych, żeby wzrok się nie męczył, a także z latarek, żeby rozświetlić sobie drogę w całkowitej ciemności. Nasze oczy potrafią się zatem dostosować do różnorakich okoliczności. A jak wygląda to w aparacie?

Ile widzi aparat?
Trudno jednoznacznie określić, jaką rozpiętość tonalną ma matryca aparatu. Dodatkowym elementem utrudniającym ustalenie tego jest obiektyw, czyli po prostu układ optyczny filtrujący i przetwarzający obraz (np. przez zbliżenie). Łatwo już na tym etapie rozważań uświadomić sobie, skąd biorą się różnice w cenie sprzętu fotograficznego. Im droższy aparat, tym cały ten zespół będzie działał lepiej. Będzie „widział” więcej i zapisze to wyraźniej – zdjęcia będą wierniej oddawały rzeczywistość. Najłatwiej dostrzec to na przykładzie aparatów w telefonach komórkowych. Spisują się one całkiem dobrze do momentu, kiedy warunki oświetleniowe są optymalne. Kiedy wejdziemy do ciemnego pomieszczenia czy chcemy zrobić zdjęcie wieczorem, to nawet największy laik zauważy, że zdjęcia wychodzą gorzej. Producenci aparatów prześcigają się w innowacjach, które mają sprawić, że nasze telefony czy aparaty będą robiły wyraźne zdjęcia nawet w tzw. egipskich ciemnościach. Nigdy jednak aparat nie uchwyci wszystkiego, co widzi oko, i to warto zapamiętać.

Zachód słońca
Jasne niebo i ciemna ziemia. W 99% przypadków tak będzie wyglądało zdjęcie zachodzącej tarczy słońca. Światłomierz w naszym aparacie przekaże informację, że światła jest dużo, więc czas otwarcia migawki musi być krótki, jednak dotyczy to jedynie górnej partii obrazu. Dla dolnej potrzebny jest dłuższy czas naświetlania, bo tam panuje już cień. Właśnie z takimi dylematami prawie zawsze zmagać się będą amatorzy fotografii uwieczniający zachód słońca. Człowiek w swojej pomysłowości rozwiązał ten problem. Wyprodukowano tzw. filtry połówkowe. Ich jedna część jest w odpowiednim stopniu ciemniejsza. Używa się ich do scen, gdzie różnica w czasie naświetlania dla poszczególnych partii obrazu jest duża. Nie jest to jednak rozwiązanie ani tanie, ani łatwe w obsłudze. Zazwyczaj wymaga korzystania ze statywu, bo to ułatwia ustalenie linii przejścia ciemnych i jasnych partii. Można zrobić to „z ręki”, ale efekt może nie być zadowalający. Pozostaje także opcja postprodukcji zdjęcia w komputerze – złożenia go w tzw. HDR czy zastosowania filtra połówkowego już na gotowej fotografii. Najczęściej efekty takich zabiegów wyglądają marnie, bardzo nienaturalnie. Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Tak!

Fotografuj światło
Wielokrotnie byłem świadkiem, jak tłum gapiów na widok fotografa ze statywem zjawiał się za moimi plecami i, ufając mojemu wyborowi, starał się uwiecznić morski pejzaż. Wzrok tych osób i obiektywy ich aparatów czy telefonów zwrócone były jednak w przeciwnym kierunku niż obiektyw mojego aparatu. Podziwiali chylącą się ku linii wody tarczę słońca. Ona była dla nich głównym motywem sceny i ją chcieli uwiecznić. Byli jednak w błędzie, bo o ile oko jest w stanie dostosować się do tak specyficznego oświetlenia, to aparat ma z tym spory problem. Dlaczego ja fotografuję w przeciwnym kierunku? Wykorzystuję niskie, miękkie i pomarańczowe światło. Kiedy spojrzy się na prawo lub lewo od zachodzącego słońca, można dojrzeć przepiękne obrazy. Moim zdaniem nie warto skupiać się na źródle tego światła, które sfotografować jest bardzo trudno. Lepiej odwrócić wzrok w drugą stronę i zobaczyć, na co padają promienie. Im bliżej końca dnia, tym światła będzie mniej i wtedy przyda się statyw. Nie będziemy jednak walczyli z różnicami oświetlenia (jasne i ciemne partie sceny), a jedynie z dłuższym czasem naświetlania. Wystarczy oderwać wzrok od elektryzującego, zachodzącego słońca, obrócić się, a ujrzy się przepiękne sceny rodem z olejnych obrazów. Wzrok powinien szukać tego, co jest ciekawie oświetlone. Bardzo często zdarza mi się w górach patrzeć w jedną stronę, a fotografować w drugą. W trakcie całej mojej 15-letniej przygody z fotografią wykonałem tylko kilka zdjęć o zachodzie słońca ze źródłem światła w kadrze, a tysiące takich, na których wykorzystałem światło zachodzącego słońca. Warto spróbować tej zabawy – zastanowić się, ile widzi oko, ile widzi aparat i jak można to uwiecznić. Jestem w 100% przekonany, że fotograf, który porzuci mozolne próby umieszczenia słońca w kadrze i wykorzysta światło zachodu, będzie dużo bardziej zadowolony ze swoich zdjęć.