NOC W MUZEUM
Jak się spało w 1914 roku? Zapewne wybornie, bo cóż mogło hałasować za oknem w niewielkiej wsi, jaką była Ruda Pilczycka. Szukając odpowiedzi na pytanie, jak sypiali nasi przodkowie, udałem się do Tokarni w okolicach Kielc. Od dawna wiedziałem, że tamtejszy Park Etnograficzny (krócej: skansen) oferuje miejsca noclegowe. Próbowałem kilka razy na przestrzeni ostatnich lat zarezerwować pokój, ale zawsze było zajęte. Aż do pięknego czerwcowego dnia, kiedy usłyszałem, że jest wolny pokój. Spełnienie marzenia stawało się coraz bardziej realne. Z wielką radością zatrzymałem Mazdę MX-5 przed bramą wjazdową do muzeum. Wrota zostały otwarte, a ja przeniosłem się do początku XX w. Posłuchajcie…
Ośmiorak
Ruda Pilczycka oddalona jest od Tokarni około 50 km. Taką drogę musiały odbyć ponumerowane belki, z których w Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni odbudowano piękny ośmiorak. Nazwę łatwo wytłumaczyć, ponieważ w budynku mieściło się osiem „mieszkań”, na które składały się: sień, komora i izba. Ten wzorcowy przykład wielorodzinnego domu folwarcznego rodem z XIX w. ufundował Władysław Zamojski. Był on ostatnim właścicielem dóbr Pilczyca. Budynek był solidny i dzięki zastosowaniu drewna dobrej jakości udało mu się przetrwać ponad 100 lat. Ocalony od zniszczenia został zaadaptowany na hotel, a raczej wykorzystano jego naturalny układ i przygotowano siedem pokoi gościnnych. Co z ósmą izbą? Wymurowano w niej oryginalny piec chlebowy, który jest pięknym ukłonem w kierunku przeszłości. W pokojach zadbano o komfort gości, jednocześnie szanując historię i tradycję. Podłoga więc skrzypi, przez drewniane okna wkrada się do wnętrza szum drzew i śpiew ptaków, a co najważniejsze – do dyspozycji zatrzymujących się tu oddana jest ogromna przestrzeń. Najlepiej to widać w łazience, która krótko mówiąc… jest wielka. Tak samo część wypoczynkowa i sypialna. Zwiedzając inne obiekty w skansenie, można odnieść wrażenie, że nasi przodkowie żyli w ciasnocie. Pewnie tak było w wielopokoleniowych domach, ale obecnie ośmiorak w Tokarni oferuje gościom komfortową, wręcz ogromną przestrzeń.
Wehikuł czasu
Nie tylko sam fakt spania w skansenie był dla mnie ekscytujący. Nie mogłem się doczekać możliwości obejrzenia go w zupełnie inny sposób. Bez turystów. Bez odgłosów współczesności. I bez pośpiechu. Przy rezerwacji noclegu kilka razy dopytywałem, czy dobrze rozumiem, że nocując w ośmioraku, mogę swobodnie spacerować po terenie w godzinach, kiedy skansen jest nieczynny. Otrzymałem potwierdzenie i z niecierpliwością czekałem, aż wskazówki zegara pokażą godzinę 18.00. Wyszedłem wtedy na zewnątrz i zanurzyłem się w ciszy. Jakże piękne to było przeżycie. Poza mną w ośmioraku nocowała jeszcze tylko jedna osoba. W całym skansenie nie było więc nikogo poza nami i ochroną. Z początku dość niepewnym krokiem zacząłem przechodzić pomiędzy sektorami. Trzeba bowiem wiedzieć, że skansen, zbudowany według założeń etnografa i znawcy tradycyjnej kultury ludowej profesora Romana Reinfussa, podzielono na odrębne sektory, w których podjęto próbę zrekonstruowania typowego układu wiosek: Gór Świętokrzyskich, Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, Wyżyny Sandomierskiej i Ponidzia. Odwiedzałem to muzeum już kilka razy i muszę przyznać, że mój ulubiony zakątek to Sektor Świętokrzyski. Urzekający jest budynek wiejskiej szkoły z Woli Szczygiełkowej, chałupa ze Słupi Starej czy chałupa z Umra.
Spacerowałem niespiesznie i ciągle nie mogłem wyjść z podziwu. Niedowierzanie mieszało się we mnie z radością. Byłem tam zupełnie sam! Minęła pierwsza godzina, telefon w obniżeniu zgubił zasięg, więc gdyby nie aparat fotograficzny i współczesne ubrania, to mógłbym pomyśleć, że wysiadłem z wehikułu czasu na początku XX w. Co ciekawe, to moje spacerowanie niewiele miało wspólnego ze zwiedzaniem. Było to raczej przeżywanie i delektowanie się chwilą. Co rusz odwracałem głowę, a tam wciąż nikogo nie było. To naprawdę coś, co trzeba przeżyć samemu. Tak samo było rano. Wtedy miałem już mniej czasu, bo zaplanowałem zobaczyć wschód słońca nad rzeką Nidą, ale nie odmówiłem sobie przyjemności pospacerowania między zabytkowymi zagrodami.
Noc w muzeum w praktyce
Sama procedura rezerwacji noclegu jest bardzo współczesna, bo wystarczy zatelefonować pod numer podany na stronie internetowej muzeum i zarezerwować nocleg. Na miejscu zjawiłem się przed zamknięciem kas i bez problemu odebrałem klucze do pokoju. Otrzymałem też instrukcję, jak dojechać przed sam ośmiorak, ponieważ za dodatkową opłatą można wjechać samochodem na parking tuż obok pokoju. To dodatkowa atrakcja i przyznam, że absolutnie nie żałowałem 20 zł za możliwość przejechania Mazdą MX-5 z otwartym dachem przez teren skansenu. To bezcenne przeżycie.
Pokój, który dostałem, jak już wspomniałem, był bardzo przestronny. Wygodne łóżko, kominek i widok z okna na las sprawiły, że spało mi się w tym miejscu koncertowo. Istotne jest to, że w okolicach budynku zasięg telefoniczny jest rodem z 1914 r., czyli go nie ma. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo przeżyłem piękne chwile w świecie offline. W sumie to żałowałem, że w pokoju jest prąd, a nie świece, ale to pewnie byłoby mało rozsądne ze względów bezpieczeństwa. Jest jednak inne wyzwanie, bo poza czajnikiem w pokoju nie ma nic, na czym można by przygotować coś na ciepło. Sprawę wyżywienia najlepiej przemyśleć wcześniej i zabrać ze sobą suchy prowiant na kolację i śniadanie.
W godzinach, kiedy skansen jest nieczynny, teren jest monitorowany i kontrolowany przez ochronę. Wiem zatem, że moje romantyczne poczucie bycia tam zupełnie samemu było złudne, bo cały czas byłem widoczny przez kamery. Nie zmienia to faktu, że obecność obsługi jest niemal niezauważalna.
Komu polecam noc w muzeum? Wszystkim, którzy chcą odbyć podróż w czasie, lubią rustykalne wnętrza i przeżyją, jeśli ich InstaStories ukaże się z lekkim opóźnieniem. Nocleg w skansenie w Tokarni to wspaniała i niezapomniana przygoda. Można przez jedną noc śnić sen rodem z 1914 r., gdy za oknami w Rudzie Pilczyckiej pola bielały na żniwo, krowy muczały, a bose dzieci bawiły się patykami w kałuży.