BORY TUCHOLSKIE
Zacznijmy od tego, że Bory Tucholskie są ogromne. Poznanie tak rozległego terenu porośniętego bujnymi sosnowymi lasami stanowi duże wyzwanie dla turysty. Nie ma tu znaczenia, czy mowa o miłośnikach zwiedzania, turystyki pieszej, kajakowej czy rowerowej. Od kilku lat mam z Borami Tucholskimi taki problem, że przytłacza mnie ich rozmiar. Nigdy nie wiem, jaki punkt wypadowy będzie dobry. Kilka lat temu wybrałem Siedlisko Gacanek i zdołałem zobaczyć zaledwie promil ciekawych miejsc w okolicy. A jeździłem tam autem dość sporo przez kilka dni. W tym roku ponownie wróciłem w Bory Tucholskie, ale po zebraniu doświadczeń z poprzednich wyjazdów byłem lepiej przygotowany. Jako bazę wybrałem Gwiazdę Borów nad jeziorem Gwiazda. Tę kameralną agroturystkę od Tucholi dzieli ok. 13 km, a od Cekcyna ok. 10 km. Kolejna modyfikacja względem poprzednich wyjazdów to rower! Zabrałem na bagażniku Mazdy CX-60 rower ze wspomaganiem elektrycznym Trek PowerFly 5, bo to właśnie połącznie czterech kółek SUV-a i dwóch kółek roweru miało stać się moją przepustką do cudownego czasu w Borach Tucholskich.
Dlaczego rower w Borach Tucholskich?
Moje poprzednie wizyty w okolicach Tucholi, Małych Swornychgać czy Charzyków kończyły się fiaskiem głównie ze względu na odległości, jakie musiałem pokonać pieszo, żeby zobaczyć coś ciekawego. Owszem, nie brakuje tam krótkich ścieżek przyrodniczych czy szlaków pieszych prowadzących nad malownicze jeziora. One jednak, ze względu na ogrom terenu, są niczym igła w stogu siana. Nie będę też ukrywał, że chodzenie kilka kilometrów po sosnowym lesie, gdzie pejzaż praktycznie się nie zmienia, nie jest zachwycające. Co innego, gdy mknie się na rowerze! To całkowicie zmienia postać rzeczy. Mówię to całkiem świadomie, bo sam się o tym przekonałem, pokonując w Borach Tucholskich rowerem ponad 50 km każdego dnia. Przyznaję, że wiele odcinków szlaków było monotonnych. Bledły jednak szybko przy tych pięknych, które odwiedziłem. Będę więc od teraz piewcą teorii, że w Bory Tucholskie najlepiej wybrać się z rowerem lub wypożyczyć go na miejscu.
Najpiękniejsze miejsce w Borach Tucholskich
Wydawać by się mogło, że najpiękniejsze miejsca powinny skrywać się w granicach Parku Narodowego Bory Tucholskie. Przyznam, że jest tam sporo miejsc wartych uwagi: Łąki Józefowskie, jezioro Płęsno czy jezioro Krzywce Wielkie. Park narodowy rządzi się swoimi prawami i można się po nim poruszać wyłącznie udostępnionymi szlakami i ścieżkami. Nawet teraz, kiedy jeździłem po jego terenie na rowerze i zobaczyłem dużo więcej niż poprzednio, miałem wrażenie, że to jedynie przedsmak tego, co jest warte zobaczenia. Czuję, że piękno tego lasu skrywa się gdzieś w niedostępnych ostępach.
Zupełnie inaczej sprawa ma się w Zaborskim Parku Krajobrazowym. Tam leśnych dróg, po których można jeździć na rowerze, jest bez liku. To właśnie jego południowy skraj uważam za najpiękniejsze miejsce, jakie widziałem w Borach Tucholskich. Na eskapadę ruszyłem ze Swornychgać. Najpierw zjadłem pysznego sandacza w Restauracji Jeziorna i zostawiłem przy niej auto, udając się na wycieczkę rowerową. Kręgosłupem mojej trasy był znakowany na niebiesko Szlak Brdy, a później, w Kamionce, zmieniłem go na oznaczony kolorem zielonym Szlak Zaborski. To właśnie nim dotarłem do raju. Szerokimi leśnymi duktami szlak doprowadził mnie do ścieżki biegnącej wzdłuż brzegu jeziora Gardliczno Duże. Im ścieżka robiła się węższa, tym było ładniej. Nagle trafiłem na rajską plażę. Pod stopami śnieżnobiały piasek, a przed oczami krystalicznie czysta woda, która im dalej w jezioro, tym była bardziej lazurowa. Nie planowałem dłuższych przystanków, ale nie mogłem oprzeć się pokusie posiedzenia w tym miejscu. Czułem się jak Arkady Fiedler w czasie podróży po kanadyjskiej dziczy.
Trzymając się cały czas zielonego szlaku, dojechałem do wsi Laska, gdzie skręciłem w lewo na niebieski Szlak Rzeki Zbrzycy. Pojechałem nim do Modziela i Parszczenicy, skąd wzdłuż meandrującej Zbrzycy wróciłem do Swornychgać. Trasa ma ok. 30 km, a jej pokonanie na rowerze zajmuje spokojnym tempem ok. 2 godz. 30 min. Szlaki i drogi leśne zasadniczo są utwardzone, ale w kilku miejscach trzeba pokonać nieprzyjemne dla rowerzystów odcinki piaszczyste. Jest ich jednak stosunkowo mało.
Szlak Borowej Ciotki i Szlak Gołąbkowy
Nie odkryję Ameryki, pisząc, że Bory Tucholskie to raj dla rowerzystów. Świadczy o tym m.in. fakt, że w regionie jest sporo szlaków rowerowych w formie pętli. Jest to wielkie ułatwienie dla turystów, bo odpada niepotrzebna logistyka związana z dotarciem na start i metę. W przypadku szlaku Borowej Ciotki i Szlaku Gołąbkowego są to przestronne parkingi z wiatami turystycznymi. Atutem pętli jest też to, że wycieczkę można tak naprawdę zacząć w dogodnym dla siebie punkcie, bo i tak po jej przejechaniu dotrze się do miejsca startu. Szalki są wyraźnie oznakowane, więc trudno się zgubić nawet bez wspomagania mapami w telefonie.
Na Szlak Borowej Ciotki wyruszyłem z Mukrza. Parking znajduje się tuż obok Rezerwatu Cisy Staropolskie im. L. Wyczółkowskiego. Za Mukrzem pojechałem na zachód, żeby mniej więcej na wysokości trzech czwartych trasy wylądować w Cekcynie, gdzie planowałem dłuższy odpoczynek i obiad. Cały szlak ma ok. 50 km, z czego ok. 32 km pokonuje się asfaltem i ok. 18 km drogami leśnymi. Nie jest on trudny technicznie. Sporo długich prostych odcinków przez las pokonuje się w okamgnieniu. Infrastruktura po drodze jest słabo rozwinięta, więc szczególnie w upalne dni dobrze jest zabezpieczyć się w większą ilość płynów.
Szlak Gołąbkowy, choć według oficjalnych informacji rozpoczyna i kończy się w Cekcynie, polecam rozpocząć na parkingu leśnym w osadzie Gołąbek. To zdecydowanie przyjemniejsze miejsce do rozpoczynania wycieczki wzdłuż malowniczej rzeki Brdy. Najciekawszy odcinek szlaku, moim zdaniem, rozciąga się między Gołąbkiem a Woziwodą. Cała trasa ma ok. 38 km, z czego ok. 15 km to drogi asfaltowe, a ok. 23 km to drogi gruntowe. Technicznie nie jest wymagająca. Po drodze sklepów czy barów jest jak na lekarstwo, więc lepiej zabezpieczyć się we własny prowiant i większą ilość płynów.
Kraina odkrywców
Lepsze taktyczne przygotowanie sprawiło, że pierwszy raz w życiu wróciłem z Borów Tucholskich z tarczą, a nie na tarczy. Przejechałem ok. 200 km na rowerze i zobaczyłem sporo całkiem nowych, nieznanych mi wcześniej miejsc. Wiem, że stanowią one tak naprawdę ułamek tego, co jest tam do odkrycia. To napawa mnie optymizmem, bo wiem, że mam po co wracać w ten wyjątkowy świat sosnowych lasów. Charakterystyka terenu sprawia, że jest on ciekawy o każdej porze roku, a być może w zimie, kiedy liście nie będą przysłaniały widoków, będzie tam jeszcze piękniej? Koniecznie trzeba to sprawdzić!