RYSY

Nasz najwyższy szczyt, perła w Koronie Gór Polski i zarazem marzenie każdego turysty. Rysy to iście mityczna góra, która owiana jest licznymi opowieściami zdobywców. Jako pierwsze udokumentowane wejście zalicza się zdobycie ich 30 lipca 1840 r. przez Eduarda Blásego i Jána Rumana Driečnego (starszego). Na zimowego zdobywcę Rysy czekały aż do 10 kwietnia 1884 r., kiedy to na szczycie stanęli Theodor Wundt i Jakob Horvay.

Szczyt dzieli się na trzy wierzchołki. Najwyższy z nich położony jest na Słowacji i liczy 2501 m n.p.m. Granica polsko-słowacka przebiega przez średni wierzchołek, który według pomiarów ma 2499 m n.p.m. Zdobycie Rysów to spore wyzwanie, przed którym staje każdy zdobywca Korony Gór Polski. W odróżnieniu od pozostałych 27 szczytów ten tatrzański wymaga nie tylko dobrej kondycji, ale również odpowiedniego zaplanowania wyprawy – od wyboru terminu, przez sprawdzenie pogody, aż do kluczowej decyzji – którym szlakiem udać się na szczyt.

Z Polski czy ze Słowacji?

Byłem na Rysach cztery razy w życiu. Pierwszy raz w 2003 r. wszedłem na szczyt od polskiej strony. W kolejnych latach za każdym razem uznawałem, że wariant słowacki jest lepszym rozwiązaniem. Co za tym przemawia? Głównym argumentem dla mnie jest to, że szlak od słowackiej strony nie biegnie tak eksponowaną (stromą) drogą. Od polskiej strony na zdobywców czekają liczne odcinki, które trzeba pokonać, trzymając się łańcuchów. Kiedy połączy się to z dużym ruchem na szlaku, łatwo wywnioskować, że robią się tam zatory.

Idąc szlakiem słowackim, tylko w jednym miejscu pojawiają się łańcuchy. W ostatnich latach dodano także metalowe drabinki i klamry ułatwiające pokonanie tej skalnej półki. Poza tym krótkim i wcale nie mocno stromym odcinkiem wariant słowacki nie przysparza większych problemów. Kiedy pokona się łańcuchy i dojdzie do najwyżej położonego schroniska w Tatrach, czyli słynnej Chaty pod Rysami na wysokości 2250 m n.p.m., do szczytu pozostaje ok. 45 min wędrówki. Szlak wiedzie ścieżką wśród skał. Tylko w dwóch miejscach robi się bardziej wymagająco – szlak przechodzi przez skalny stopień, z którego trzeba zejść, zabezpieczając się rękami.

Sprawa jednak nie jest tak kolorowa, że wybór wariantu słowackiego rozwiązuje całkowicie wszystkie problemy. Idąc od polskiej strony z Palenicy Białczańskiej, w 6 godz. i 30 min pokonuje się ok. 12,7 km, a suma podejść to 1669 m. Ruszając od strony słowackiej z parkingu przy drodze do Popradzkiego Stawu, pokonuje się 10 km, w tym 1311 m przewyższenia, co zajmuje ok. 5 godz. Wygląda dobrze? Z pozoru tak, ale tu jest pułapka. Od polskiej strony prawie 9 km całej trasy biegnie asfaltową drogą z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka. Po stronie słowackiej są to 4 km. Pozostałe 6 km wymaga pokonania 1067 m przewyższenia.

Jak widać w liczbach, nie do końca prawdziwe jest stwierdzenie, że wejście do słowackiej strony to na sto procent lepszy wybór. Z pewnością lepiej na tym szlaku będą się czuli turyści, którzy nie mają doświadczenia w chodzeniu po szlakach zabezpieczonych łańcuchami. Wysoko położone schronisko na Słowacji to również świetne miejsce na regenerację i odpoczynek, a także schronienie w przypadku załamania pogody.

Wybierając się na Rysy od strony słowackiej, zalecane jest wykupienie dodatkowego ubezpieczenia turystycznego. W moim przypadku opłata wyniosła 34 zł za dzień przy zaznaczeniu wszelkich możliwych opcji dodatkowych. Istotne jest, żeby wykupione ubezpieczenie pokrywało koszty ewentualnego transportu na wypadek choćby niewielkiego urazu, który wymusi transport helikopterem. Po polskiej stronie akcje ratunkowe TOPR-u nie obciążają finansowo turysty. U naszych sąsiadów udzielenie pomocy jest usługą płatną.

Kiedy iść na Rysy?

Szlaki po słowackiej stronie Tatr w ich wysokich partiach ze względu na ochronę przyrody zamknięte są od początku listopada do połowy czerwca. Po polskiej stronie do później wiosny zalega śnieg, więc optymalnym okresem wydaje się przedział między połową lipca a połową września. Dzień wtedy jest stosunkowo długi, a śnieg nie powinien już stanowić przeszkody. Utrudnieniem może być letni sezon burzowy. Przed wyruszeniem na Rysy warto przez kilka dni monitorować pogodę. Jeśli jest stabilna, to istnieje duża szansa na dobre warunki. Ja wyszedłem w góry 1 września 2023 r. przy dość niejednoznacznych prognozach. Dochodząc do Chaty pod Rysami, podziwiałem wielkie płatki śniegu lecące z nieba. Tatry Wysokie są nieobliczane i trzeba je traktować z respektem, ponieważ mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne.

Opis szlaku

Opiszę wariant słowacki, ponieważ opierając się na wieloletnim górskim doświadczeniu, uważam, że jest on bezpieczniejszą opcją wejścia na Rysy. Oba warianty oczywiście niosą ze sobą wysokie ryzyko, bo szlaki biegną w najwyższych partiach Tatr. Moja subiektywna ocena skłania mnie do polecenia drogi słowackiej, choć zdaję sobie sprawę z jej minusów.

Wędrówka rozpoczyna się na parkingu przy drodze do Popradzkiego Stawu. Po przejściu przez tory kolejowe rozpoczyna się podejście asfaltową drogą, która po ok. 1 godz. doprowadza nad brzeg stawu. Schronisko położone jest nieco poniżej i ja zawsze zostawiam sobie wizytę w nim na powrót. Na skrzyżowaniu szlaków należy udać się dalej za kolorem niebieskim w dolinę biegnącą do Hińczowego Stawu. Po ok. 30 min z doliny odchodzi szlak czerwony biegnący na Rysy. To miejsce nie jest wybitnie oznakowane, więc trzeba zachować czujność, wypatrując tablicy po prawej stronie.

Po tym skręcie następuje, moim zdaniem, najgorszy odcinek całego szlaku. Zakosami wspina się on na wysokość Żabich Stawów Mięguszowieckich. Droga jest mocno zniszczona, więc zarówno podejście, jak i zejście nie należy do przyjemnych. Pokonanie tego odcinka zajmuje prawie 1 godz. Po wejściu do rozległego kotła górskiego szlak na moment się wypłaszcza. Po lewej stronie widoczne są niewielkie stawy, a po prawej rośnie w oczach skalna ściana. U jej stóp szlak ponownie zaczyna biec zakosami, a kiedy dociera do pionowej ściany, odbija w prawo. Przejście tego fragmentu ułatwiają łańcuchy. Rzekomo te z prawej strony służą do podchodzenia, a te z lewej do schodzenia. W praktyce wygląda to jednak tak, że turyści na hura ruszają w górę obiema drogami. Dopóki nie ma chętnych do zejścia, to nie ma problemu, ale robi się nieciekawie, kiedy trzeba się minąć. Nie jest to długi odcinek, więc bez pośpiechu i stresu można go pokonać w całości w ok. 10 min. Łańcuchy się kończą, a ścieżka zaczyna się piąć stromo w górę. Kiedy przed oczami pojawi się tablica i kolorowe chorągiewki, to jest to znak, że za 10 min będzie schronisko. Dla wielu podchodzących jest to moment na dłuższy przystanek. Ja postanowiłem siłą rozpędu iść dalej, a odpocząć w drodze powrotnej.

Ze schroniska ścieżka prowadzi na przełęcz Waga. Szlak odbija na niej w lewo i pnie się w górę wśród skał. Jeszcze 10 lat temu prowadziła w tym miejscu wąska ścieżka. Obecnie szlak jest rozlany na dużej szerokości, a wydeptują go rzesze turystów zdobywających Rysy. Można trzymać się dawnego biegu, ale i on miejscami ginie w mnogich rozgałęzieniach. Po przejściu przez skalną grań szlak chwilowo prowadzi w dół. W tym miejscu do pokonania jest niewielki skalny stopień, który wymaga asekuracji rękami. Łatwiej jest go pokonać, wracając, niż zejść z niego w drodze na szczyt.

Po przejściu tego odcinka szczyt jest doskonale widoczny. Tu również o pomstę do nieba woła skala zniszczeń na szlaku. Schodzący i podchodzący turyści wybierają sobie własne ścieżki, często niebezpieczne i karkołomne. W tym miejscu się przekonałem, że kolejnym razem obowiązkowo zabiorę w Tatry Wysokie kask. Co chwila ktoś z góry krzyczał, ostrzegając przed spadającymi kamieniami. Sytuacja na tym odcinku jest naprawdę niebezpieczna, bo przychodzi rozluźnienie uwagi związane z bliskością celu.

W najwyższym punkcie Polski nie ma nic poza słupkiem granicznym i skalnym gniazdem dookoła niego. Było ono szczelnie oblepione turystami, więc po ekspresowym pamiątkowym zdjęciu zszedłem nieco poniżej kopuły szczytowej po polskiej stronie. Znajdują się tam niewielkie półki skalne, na których można odpocząć, przy okazji podziwiając Morskie Oko w dole i piękną panoramę polskiej części Tatr.

Wejście na szczyt bardzo spokojnym tempem zajęło mi ok. 4 godz. i 30 min. Nie zatrzymywałem się nigdzie na dłużej, ale kilka razy zrobiłem sobie krótkie pauzy na złapanie oddechu. Czekałem też chwilę w kolejce przy łańcuchach. Na końcowym odcinku szedłem w rzece turystów, więc nie było mowy o przyspieszeniu. Na wejście założyć trzeba bezpiecznie ok. 5 godz. Jest to ważna informacja, ponieważ zdobycie Rysów to dopiero połowa sukcesu. Trzeba jeszcze bezpiecznie zejść na dół, a to prawie 10 km. Według mapy zajmuje to ok. 4 godz. Z mojego doświadczenia wynika, że ze względu na postępujące zmęczenie będzie to bliżej 5 godz. Mowa tu o samym marszu, bez uwzględniania przystanków. Kiedy doda się do tego 30 min na szczycie i 30 min w schronisku, wychodzi na to, że cała wycieczka to ok. 11 godz. Łatwo więc rozumieć pułapkę, w którą wpadają ci, którzy ruszają w góry po godzinie 10.00. Wtedy czeka ich przeprawa z przepuszczaniem fali schodzących ze szczytu, a także powrót wieczorową porą, a być może nawet nocną.

Przy tak długiej wędrówce trzeba zabezpieczyć się w odpowiednią ilość płynów i prowiantu. Zbawienne są na tej trasie aż dwa schroniska, ale nie zwalniają one z konieczności zabrania ze sobą wody i jedzenia. Do plecaka powinny trafić również ciepłe ubrania (bez względu na prognozy), a także latarka, bo nigdy nie wiadomo, co wydarzy się po drodze. Dobrze jest ściągnąć mapę offline, ponieważ przez sporą część wędrówki jesteśmy poza zasięgiem.

Parking

Samochód można zostawić na wyznaczonych do tego miejscach wzdłuż drogi asfaltowej prowadzącej w kierunku Popradzkiego Stawu. W okresie letnim już ok. godz. 6.00 może brakować na nim miejsc. Brzmi to jak ponury żart, ale w tygodniu na początku września, gdy dotarłem na miejsce o godz. 6.05, znalazłem miejsce dopiero w ¾ jego długości. Opłatę można uiścić u obsługi lub w automacie – 10 euro za cały dzień. Wyjeżdżając po godz. 17.00, widziałem, że samochody, ignorując zakaz parkowania, stały wzdłuż całej długości drogi, ale ci z jej końca musieli pokonać dodatkowo prawie 1,5 km asfaltowej drogi, co łącznie w obie strony daje dodatkowe 3 km.