GRUDNIOWA PODRÓŻ
Święta Bożego Narodzenia mocno oddziałują na wiele aspektów naszego życia. Nie mam na myśli ich religijnego charakteru ani nie nawiązuję do kwestii tradycji. Chodzi mi o to, że choć trwają raptem trzy dni, to potrafią wywrócić do góry nogami cały poprzedzający je miesiąc. Sprzed oczu znikają wtedy podróże, a ich miejsce zajmuje planowanie zakupów, świątecznych dań i logistyki wyjazdowej, żeby nie urazić nikogo z rodziny. Grudzień wydaje się więc niezbyt dobrym czasem na podróżowanie dla przyjemności. Tak myśli wiele osób, a ja mam właśnie zamiar zmienić to podejście! A patrząc z innej perspektywy, świątecznej, może chcę w ten sposób podarować wam nieoczywisty prezent w postaci relaksującej przerwy w ferworze nerwowych przygotowań. Jestem realistą i wiem, że wiele czytających to osób robi właśnie karpia w galarecie albo walczy ze sposobami na niespadanie igieł z choinki, więc obiecuję się streszczać i dać konkretne wskazówki. W drogę!
Grudniowa podróż dla przyjemności (gdziekolwiek) musi posiadać kilka kluczowych dla jej powodzenia cech. Powinna być krótka, bo dzień jest krótki. A skoro dzień jest krótki, to nie ma co męczyć się jazdą w ciemnościach i lepiej udać się gdzieś blisko. Ponieważ nikt przedświątecznie nie myśli o zwiedzaniu, więc właśnie warto zwiedzać w tym czasie, bo jest pusto i awansem można dostać całe muzeum dla siebie, ot tak za bilet w regularnej cenie. Filary takiej wyprawy to: blisko, krótko i pod prąd schematom. Co w takim razie wybrałem? Wycieczkę z Wrocławia do Zamku Książ. Tak, wiem, wiele osób w tym miejscu oblało się kawą ze śmiechu albo ma ochotę przejechać kursorem w kierunku krzyżyka zamykającego to okno. Dajcie mi jednak szansę obronić ten pomysł, zobaczcie zdjęcia i spotkamy się za kilka tysięcy znaków, na końcu podróży. Obiecuję, że będzie ciekawie.
Do Zamku Książ mam blisko i krótko bez wysiłku, bo dzieli mnie od niego niespełna 80 km. Pod prąd, a nawet pod prądem pojechałem w tę trasę elektryczną mazdą MX-30. Kierunek, choć wydaje się mało wyszukany, bo kto nie był w Zamku Książ, wybrałem całkiem świadomie, bo nigdy nie zwiedzałem tego miejsca w zimowej aurze. I kto powiedział, że po drodze nie można odwiedzić kilku innych ciekawych miejsc? Przy ujemnych temperaturach zasięg elektryka pozwolił mi na pokonanie około 150 km bez ładowania. To wystarczyło, żeby wybrać wariant trasy prowadzący przez pałac w Krobielowicach. Świetne miejsce o każdej porze roku, a zimą, kiedy nie ma liści i wiekowy park odsłania wszystkie pomniki przyrody, robi się tam jeszcze ciekawiej. Pałac jest odrestaurowany i mieści się w nim hotel i restauracja. Można tam wejść na chwilę, żeby się ogrzać, ale przyznam, że ja wybrałem dalszą podróż i wnętrze mazdy z dobrą muzyką. Kolejnym punktem na trasie były ruiny pałacu w Czerńczycach. Dojechałem do malowniczej doliny Bystrzycy, która w zimowej aurze prezentowała się zjawiskowo. Od ruin pałacu musiałem wrócić kawałek tą samą drogą, żeby pokonać Bystrzycę mostem na drodze do Kamionny. Dalej przez Milin pojechałem do Mietkowa i choć pierwotnie chciałem zatrzymać się na plaży w Borzygniewach, to wybrałem bardziej dzikie miejsce od strony Domanic. Z perspektywy ziemi to miejsce prezentuje się dość dziwnie przy niskim stanie wody, ale kiedy w powietrze uniosłem drona i spojrzałem na dziesiątki wysp i wysepek, to nie mogłem wyjść z podziwu. Śnieg też jak za dotknięciem magicznej różdżki zniknął, bo ciepły wiatr od gór przyniósł nagle 5 stopni powyżej zera i po porannym pejzażu rodem z krainy śniegu nie było ani śladu. Mknąłem dalej bocznymi drogami, kierując się cały czas w stronę Jaworzyny Śląskiej. Od dawna chciałem zajrzeć do Muzeum Kolejnictwa na Śląsku. Tam pierwszy raz poczułem grudzień w muzeum. Byłem sam. Cały zewnętrzny park maszynowy był tylko dla mnie. Chodziłem, oglądałem i gdyby nie mój plan, to pewnie spędziłbym tam jeszcze więcej czasu. Brak zwiedzających odbiera poczucie czasu i człowiek nie wie, jak długo już patrzy na daną lokomotywę. Miałem jeszcze kawałek drogi do pokonania, więc z Jaworzyny pojechałem prosto do stacji ładowania samochodów elektrycznych nieopodal wałbrzyskiej Palmiarni. Spacerkiem udałem się do Zamku Książ. Kupiłem bilet i choć nie byłem jedynym zwiedzającym, to przy rozsądnym tempie zwiedzania mogłem każdą salę, wszystkie obrazy i zakamarki zamku mieć tylko dla siebie. Ogromna powierzchnia tego zabytku sprawia, że ludzie rozpływają się w wielości pomieszczeń i stają się niewidzialni niczym kropla atramentu w cysternie wody. Kiedy zobaczyłem przez okno, że zapada zmrok, udałem się do magicznego miejsca mojej wyprawy, czyli do Ogrodów Światła. Takiego Zamku Książ nie zobaczy się o innej porze roku! Tarasy dookoła obiektu jarzą się miliardami światełek. Nie ma w tym grama tandety. Czysta poezja, która wydobywa się z uśpionych na czas zimy ogrodów. Im robiło się ciemniej, tym było ciekawiej. W niektórych miejscach zatrzymywałem się na dłużej jak oczarowany. Mazda MX-30 w tym czasie ładowała akumulatory, a ja ładowałem siebie pięknymi przeżyciami. Ot taka analogia. Z żalem opuszczałem Ogrody Światła, ale jako wisienkę na torcie zostawiłem sobie Palmiarnię. Tam również ciemność jest magicznie rozświetlona. Zobaczyłem świetlne ryby, żyrafę czy palmę. Spektakl rozgrywa się też pomiędzy roślinami, gdzie rozmieszczono kolejne świecące elementy. Wszystko ze smakiem i równowagą. Chociaż byłem tu wielokrotnie, to nigdy nie spacerowałem po Palmiarni tak zauroczony jak tego grudniowego wieczoru.
W aplikacji na smartfonie sprawdziłem, że MX-30 jest już naładowana, więc mogłem wracać do Wrocławia. Podróż powrotna zajęła mi około 50 minut. W całości od wyjścia z domu trwała 6 godzin. Można powiedzieć, że w pełni wykorzystałem najlepsze momenty krótkiego grudniowego dnia. Przejazdy między punktami na trasie nie były długie, ale pozwoliły mi cieszyć się jazdą, posłuchać dobrej muzyki i przez chwilę odpocząć od codzienności. A tego w grudniu potrzeba najbardziej i to polecam wszystkim, którzy dobrnęli do tego miejsca tekstu. Zrzućcie na chwilę fartuchy, odłóżcie odkurzacze i zostawcie na jeszcze jeden dzień nieumyte okna. Wyrwijcie się z domu i skorzystajcie z tego, co jest dostępne tylko teraz. Ogrody światła zyskują coraz większą popularność. Poniżej przygotowałem krótką listę, która może stać się inspiracją do takiej podróży jak moja w różnych regionach Polski.
Warszawa – Ogrody Pałacu Królewskiego w Wilanowie
Kraków – Ogród Doświadczeń im. St. Lema, Aleja Pokoju 68
Poznań – Ogród Dendrologiczny Uniwersytetu Przyrodniczego, ul. Warmińska 2
Gdańsk – Park Oliwski
Ogrodzieniec – Zamek Ogrodzieniec