JEDYNA W POLSCE PODZIEMNA TRASA ROWEROWA
Wiosną 2025 r. media obiegła informacja, że po kilku latach przerwy została ponownie udostępniona podziemna trasa rowerowa w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. Podkreślam, że chodzi o MRU – Pętla Boryszyńska. W obrębie dawnych umocnień działa również podziemna trasa turystyczna w Pniewie. Długo się nie zastanawiając, założyłem rower na bagażnik w Maździe CX-80 i wyruszyłem do Boryszyna. To wyjątkowa atrakcja, bo w jej przypadku nie ma znaczenia ani pogoda, ani pora dnia. Tam przez cały rok panują podobne warunki – jest chłodno i ciemno.

Kilka słów o MRU
Międzyrzecki Rejon Umocniony to wyraźny przykład tego, jak pewne rozwiązania militarne mogą się okazać nietrafione. Niemcy zaczęli budowę tej sieci umocnień na długo przed II wojną światową. W efekcie powstało ponad 30 km podziemnych tuneli, a cały system fortyfikacji rozciąga się na powierzchni ok. 100 km.
Historia potoczyła się tak, że obiekt nigdy nie został wykorzystany zgodnie z przeznaczeniem. Nie udało się też ukończyć go zgodnie z założeniami. Po 1945 roku MRU znalazł się na terenie Polski. Przez dziesięciolecia powstawały różne pomysły na zagospodarowanie tej podziemnej sieci korytarzy. Eksplorowali je tzw. bunkrowcy, którzy na ścianach zostawili po sobie liczne ślady w postaci napisów czy malowideł.
Podziemny kompleks przyciągnął także nietoperze. To właśnie ze względu na fakt, że każdego roku zimuje ich tam ponad 30 tys., utworzono w MRU rezerwat „Nietoperek”. Mając na uwadze ochronę tych skrzydlatych ssaków, podziemne trasy w okresie zimowym działają w ograniczonym zakresie. MRU Pętla Boryszyńska dostępna jest od połowy kwietnia do połowy października.
Podziemna trasa rowerowa
Przygodę trzeba zacząć od rezerwacji. Telefonicznie ustaliłem, że znajdzie się dla mnie miejsce w kompletowanej grupie. Liczba miejsc jest ograniczona, więc warto zaplanować taką eskapadę z większym wyprzedzeniem. Dostałem kilka wskazówek, co zabrać i jak się przygotować. Do podstawowych spraw należy kwestia światła – trzeba mieć na głowie czołówkę oraz sprawne oświetlenie roweru. W podziemiach nie ma stałego światła, więc w trakcie zwiedzania widać tylko to, co się oświetli samemu. Oczywiście przy grupie 12 osób robi się tam całkiem jasno, bo przecież każdy ma ze sobą źródło światła.
Kolejna sprawa to ubiór. W podziemiach panuje dość niska temperatura. Jazda na rowerze jeszcze bardziej potęguje chłód, więc nawet w środku lata trzeba zabrać ze sobą ciepłe okrycie. Ja skorzystałem w czasie tego przejazdu ze sprzętu firmy Intersport. Poza obowiązkowym dla mnie kaskiem na głowie (Alpina Mythos 3.0) zabrałem także kurtkę The North Face Comball 2.0. Świetnie sprawdziły się także buty Salomon Extend GTX, bo zwiedzanie łączy w sobie jazdę na rowerze i chodzenie po podziemiach z różnym podłożem, w tym także po stromych schodach. Moje buty świetnie utrzymywały przyczepność.
Z technicznego punktu widzenia jazda w podziemiach nie jest trudna. Zauważyłem, że dla kilku osób wyzwaniem było to, że trasa prowadzi dość wąskim chodnikiem. Kiedy jednak załapie się rytm, to przejazdy nie sprawiają problemów. Doświadczony przewodnik szybko dostrzegł osoby, którym jazda sprawiała trudność, i umieścił je na przedzie grupy. One nadawały tempo i po kwadransie ich początkowe problemy zniknęły.
Na dół!
Zwiedzanie rozpoczyna się od spotkania przy budynku kasy. W moim przypadku grupa składała się z przypadkowych osób, ale szybko nawiązała się nić porozumienia, co poskutkowało życzliwym wsparciem. Po krótkim wprowadzeniu trzeba wnieść rowery po kilku schodach, a następnie… znieść je do schronu. I tu zaczynają się schody – dosłownie i w przenośni. Na zbiórce widziałem, że mój gravel wywołał zdziwienie kilku osób z rowerami elektrycznymi. Szybko się jednak okazało, że to ja z rowerem ważącym niecałe 9 kg jestem na wygranej pozycji, bo bez większego wysiłku zszedłem z nim po schodach. I to jeszcze nie tych najbardziej wymagających. Na te wąskie i strome przyszedł czas za chwilę.
Kiedy już wszyscy znaleźliśmy się w schronie, nasz przewodnik Marek zrobił krótkie wprowadzenie historyczne. Zobaczyliśmy kilka pomieszczeń dla obsługi. Później przyszedł czas na kolejny etap, czyli zejście ok. 20 m w dół. Klatka schodowa w szybie jest bardzo wąska. Zejście nią z rowerem wymaga trochę gimnastyki i opanowania techniki skręcania przedniego koła w odpowiednim momencie. Na tym etapie z naszej grupy odpadł jeden uczestnik, który zrezygnował ze względu na ważący ok. 40 kg rower elektryczny. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że zniesienie roweru to połowa sukcesu, bo po zwiedzaniu trzeba z nim tą samą drogą wrócić na górę. Czy jest to trudne? Dla mnie nie stanowiło to żadnego problemu. Większość mężczyzn w grupie też nie miała z tym kłopotu. Kobietom pomogli ich partnerzy i cała akcja znoszenia rowerów zajęła może 10 min.
No to jazda!
Grupa w podziemiach formuje się w długi wężyk. Ważne jest utrzymanie odstępów, żeby bezpiecznie wyhamować, bo rowery nie mają z tyłu światła stopu. Istotne jest także przekazywanie informacji z przodu na tył. Były to proste komendy: w prawo, prosto, stop. Pierwsze 30 min zajęło nam docieranie techniczne, później grupa jechała już bardzo sprawnie. Jak wskazuje sama nazwa, w podziemiach jest pętla, więc rozpoczęliśmy od odwiedzenia jej zakamarków. Później wyruszyliśmy do bardziej oddalonych partii.
Trasa rowerowa wiedzie dawnym torowiskiem kolejki podziemnej. Z charakterystycznych miejsc wymienić trzeba dworce, które pozwalały na wymijanie składów, magazyny i maszynownie. W sumie jest to dość powtarzalny schemat. Tunele między dworcami pokonywaliśmy ekspresowo. Później przychodziła chwila na postój i zwiedzanie. Sama jazda ani razu nie trwała dłużej niż 5 min. Łącznie pod ziemią wykręciliśmy ok. 9 km, więc jest to naprawdę spory odcinek, którego jednak się nie czuje. Brakuje punktów odniesienia, a wszystko wydaje się bardzo podobne.
Przewodnicy znają te podziemia jak własną kieszeń, co daje się odczuć. Marek trzymał grupę w ryzach i zatrzymywał nas w naprawdę interesujących miejscach. W trakcie zwiedzania krok po kroku wyjaśniał, po co powstały konkretne elementy i na końcu złożyło się to w spójną całość. Przygoda na dwóch kółkach pod ziemią zajęła nam ok. 3 godz.
Niezwykłe doświadczenie
Na jednym z dworców przeprowadziliśmy interesujące doświadczenie. Wszyscy na moment zgasili latarki. Dookoła nas zapanowała idealna czerń. Marek zachęcił nas do zrobienia kilku kroków w przód. Trudno uwierzyć, ale już po pierwszym z nich kompletnie nie wiedziałem, gdzie idę. Poza brakiem światła wszyscy na chwilę przestali się odzywać. Słychać było tylko oddechy i bicie serc. Dookoła nas panowała nie tylko idealna ciemność, ale też tak gęsta cisza.
Myślę, że właśnie ta inność doświadczeń sprawia, że jest to tak wyjątkowa atrakcja. Nie ma w Polsce drugiego takiego miejsca, gdzie można pokonać legalnie na rowerze 9 km podziemi. Trasa tunelami oddziałuje na nasze zmysły, nawet jeśli tego nie zauważamy. Kiedy przyszedł czas końca wycieczki, poczułem żal, a minęły przecież aż 3 godz. Z całym szacunkiem dla innych muzeów, ale w nich zazwyczaj po godzinie moja percepcja spada i szukam drogi do wyjścia. W MRU – Pętla Boryszyńska chętnie zostałbym dłużej. Nie było takiej opcji, ale przecież zawsze mogę wrócić. I z pewnością to uczynię, choćby po to, żeby raz jeszcze doświadczyć niezwykłości tych podziemi.