NIEOCZYWISTE ATRAKCJE ŁOWICZA
Wśród polskich miast średniej wielkości Łowicz jest dość osobliwym przykładem. Jego nazwa chyba nikomu nie brzmi obco. Spotykamy się z nią na przykład w sklepowym dziale spożywczym, na półkach z dżemami i sokami. Na hasło „Łowicz” mogą nam się pojawić przed oczami również słynne pasiaki, czyli barwne stroje ludowe, i kolorowe wycinanki. To wszystko pozostaje jednak na płaszczyźnie skojarzeń, i to często bardzo ogólnych. Pewnie już trudniej byłoby wskazać to miasto na mapie. A jeszcze większy problem mogłaby stanowić próba wymieniania jego atrakcji turystycznych. Ogólnie wiemy, że Łowicz istnieje, ale dobrze byłoby się dowiedzieć, co warto w nim zobaczyć. Zapraszam na spacer pełen niespodzianek!

Przewodnik na wagę złota
Zacznę od tego, że łowickich niezwykłości nie odkrywałem sam. Po mieście oprowadzał mnie Maciej Malangiewicz, wieloletni dyrektor Łowickiego Ośrodka Kultury i autor licznych publikacji dotyczących historii tego miasta. To dzięki niemu dotarłem w różne zakątki, które znałem pobieżnie z kilku poprzednich wizyt. Ten spacer uświadomił mi jednak, że samodzielnie trudno się przebić przez warstwę oczywistości i jedynie prześlizgnąłem się po wierzchu, nie zaglądając do wnętrza, które okazało się arcyciekawe. W czasie naszej wycieczki przekonałem się o tym, że Maciej to człowiek Łowicza. Co kilka kroków nasze zwiedzanie przerywały radosne „dzień dobry”, „cześć”, „siema”. Miałem wrażenie, że zna go pół miasta.
Kino
W 1912 r. przy ul. Podrzecznej w Łowiczu otwarte zostało kino EOS Edmunda Aleksandra Schmidta i Aleksego Kobielskiego. W tamtych czasach powstanie kinematografu w niewielkim mieście w zaborze rosyjskim było naprawdę wielkim wydarzeniem. Dzisiaj te dawne tradycje kontynuuje kino Fenix otwarte w 2006 r. dokładnie w tym samym miejscu, gdzie mieściło się to pierwsze. To kontynuacja dawnych tradycji, a także ukłon w kierunku kina ambitnego. Widać to po repertuarze, w którym poza aktualnymi hitami znajdują się także niszowe produkcje o bardzo zróżnicowanej tematyce. Kino mieści się w budynku Łowickiego Ośrodka Kultury i w związku z tym organizowane są tam cykliczne spotkania i dyskusje na tematy filmowe.
Sztuka uliczna
Wycieczkę po Łowiczu rozpoczęliśmy w budynku kina. Wyszliśmy z niego na zewnątrz, a dokładniej na dziedziniec od ul. Starorzecze i dosłownie mnie „zamuralowało”. Ściany dookoła pokryte są różnymi muralami. Są to zarówno niewielkie malowidła, jak i bardzo duże aranżacje. Moje zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy Maciej powiedział, że to, co widzimy, to dopiero preludium. W różnych zakątkach Łowicza natrafialiśmy na murale, które ściśle nawiązują do miejsc, w których powstały. Duże wrażenie zrobiło na mnie dzieło Marcina Tybusia „Tybera” umieszczone na budynku dawnego zakładu Syntex, przez lata produkującego pończochy na masową skalę.
W Łowiczu znajduje się również największy mural w Polsce. Przyznam, że w porównaniu z innymi malowidłami w mieście, zrobił on na mnie wrażenie głównie ze względu na swój rozmiar. Do mnie lepiej przemawiają dzieła uliczne wkomponowane w tkankę miejską. Praca Marka „Looneya” Rybowskiego, która znajduje się na ścianie zakładu Agros Nova, zachwyca łowickimi motywami. Mural zajmuje 4600 m2 z czego 3500 m2 jest pokryte farbą. Przedstawia dziewczynkę i chłopca w strojach łowickich w otoczeniu natury. Obraz robi wrażenie, bo jest gigantyczny, ale niestety otoczenie gryzie się z tym, co przedstawia. Oglądałem go spomiędzy zaparkowanych ciężarówek. Wiem, że podstawą street artu jest koegzystencja z miastem, jednak o ile w przypadku przepompowni w parku, ściany przy parkingu w centrum miasta czy elewacji domu kultury jest to do zaakceptowania, o tyle tutaj, przy tak dużej skali, efekt wywołał we mnie mieszane uczucia.
Trójkąt do kwadratu
Łowicz ma dwa rynki. To niby nic nadzwyczajnego, bo wiele miast ma stary i nowy rynek. Tu jednak rolę odgrywa kształt. Stary Rynek, wokół którego skupiają się liczne zabytki architektury, jest klasycznym prostokątem. Nowy Rynek ma kształt trójkąta. W ten sposób Łowicz można zaliczyć do elitarnego grona europejskich miast, w których znajduje się trójkątny rynek. Taki układ urbanistyczny można spotkać m.in. w Paryżu czy Bonn. W Polsce trójkątny rynek występuje również m.in. w Sępólnie Krajeńskim i Brodnicy.
Te dwa rynki to pozornie dwa odrębne światy, które łączy nić historii. Przy Starym Rynku wznosi się piękna bryła barokowej katedry, a także gmach Muzeum Regionalnego, który zajmuje pomisjonarski budynek z XVII w. W jednej z kamienic otaczających rynek funkcjonuje muzeum z prawdopodobnie najmniejszą siedzibą na świecie. Jest to Muzeum Guzików, a jego siedziba to nic innego jak skórzana walizka, która może pomieścić wszystkie eksponaty. Wystawa składa się z guzików przekazanych przez różne znane osobistości ze świata sztuki, kultury czy sportu. Muzeum dzieli przestrzeń ze sklepem Folkstar, w którym można kupić różne przedmioty ozdobione motywami łowickimi.
A jak wygląda trójkątny Nowy Rynek? Na pozór jest tam bardziej ubogo w zabytki. Ramiona rynku szczelnie otacza niska zabudowa, a fasady niektórych domów stylizowane są na stare kamieniczki. Warto zatrzymać się przy budynku nr 32, gdzie znajduje się tablica upamiętniająca fakt kręcenia w tym miejscu w 1938 r. scen do kultowego przedwojennego filmu Paweł i Gaweł. Pośrodku rynku można zobaczyć ślady po fundamentach dawnego ratusza.
Kompaktowe miasto
Po Łowiczu spacerowałem ponad dwie godziny. Tyle mniej więcej czasu trzeba poświęcić, żeby bez zwiedzania muzeum czy wnętrza katedry w spokojnym tempie przejść przez najciekawsze zakątki miasta. Ta jego kompaktowość sprawia, że podczas spaceru zwraca się uwagę na detale i niespiesznie czyta historię zapisaną na murach. Można wtedy dostrzec ślady po dzielnicy żydowskiej, najwęższą ulicę w mieście (ul. Koszarowa) czy kolejną wieżę zabytkowego kościoła. Nie trzeba i nie warto się w Łowiczu spieszyć. Odległości nie są duże, więc przechadzka po mieście nie jest męcząca. Myślę, że dobrym pomysłem jest połączenie zwiedzania z seansem w kinie, bo to nada podróży niecodziennego kolorytu.
Gdzie postawić kropkę nad i pobytu w Łowiczu? Dla mnie była to restauracja Powroty. Ta nazwa symbolicznie oddawała moje uczucia w tamtym momencie. Jeszcze przecież z Łowicza nie wyjechałem, a już myślałem o tym, żeby wrócić…
