SZUKAJĄC CZASU

Długość trasy: 210 km
Orientacyjny czas trwania: 1 dzień

Siewierz mieszkańcom Śląska kojarzy się zazwyczaj z potężnymi korkami na tzw. Gierkówce. To właśnie z tego niepozornego miasteczka wyruszyłem na poszukiwanie czasu. Tego, który minął bezpowrotnie, ale też tego, który chciałbym jak najlepiej wykorzystać w dalszych podróżach.

Rozpocząłem przy ruinach Zamku w Siewierzu na na niewielkim wzniesieniu otoczonym dawną fosą. Po wiosennych roztopach można trafić tutaj na spore rozlewisko. To pierwszy znak minionych czasów. Kiedyś mieściła się tu znacząca posiadłość biskupów krakowskich, a dzisiaj to ruina, którą trzeba chronić przed zawaleniem. Samo miasteczko nie zainteresowało mnie na tyle, żeby po nim spacerować, więc udałem się dalej do Koziegłów. Istnieje legenda, że zostały one ocalone w trakcie oblężenia dzięki 3 kozim głowom, które wyrzucono za mury zamku. Na widok marnowanego jedzenia Tatarzy zaniechali szturmu. Nie domyślili się, że owe 3 kozy były ostatnimi zapasami. Dzisiaj po twierdzy nie ma nawet śladu, ale o tej historii przypominają herb miasta oraz 3 kozie głowy na rynku. W Koziegłowach warto zajrzeć do gotyckiego Kościoła pw. św. Marii Magdaleny, aby podziwiać unikalne średniowieczne malowidła ścienne oraz krzyż związany z bitwą pod Grunwaldem.

Pokonałem niespełna 15 km i znalazłem się w Poraju. Sama miejscowość nie jest zbyt ciekawa, przyjechałem tam głównie ze względu na zalew na Warcie. To namiastka jurajskiego morza, które przed milionami lat znajdowało się w tym rejonie. Pospacerowałem chwilę wzdłuż brzegu i przez Masłońskie, Przybynów i Żarki udałem się do Złotego Potoku i rezerwatu Parkowe. Zostawiłem samochód na parkingu przy Źródłach Zygmunta i udałem się na spacer w kierunku Pałacu Raczyńskich. Po drodze minąłem kolejne znaczące dla historii tych terenów miejsce. Pod koniec XIX w. stawy rybne utworzone na wodach Wiercicy stały się zalążkiem europejskiej hodowli pstrąga tęczowego. Ikra z Ameryki Północnej przypłynęła statkiem w specjalnych skrzyniach wyłożonych mchem i lodem pod eskortą amerykańskiego senatora. Na jego cześć i dla upamiętnienia tego wydarzenia Raczyński nazwał jeden ze stawów Amerykan. W końcu doszedłem do zespołu pałacowo-parkowego. Wyszedłem z parku główną bramą wjazdową i poszedłem nieco dalej na zachód Szlakiem Orlich Gniazd, aby nacieszyć się urokiem alei klonowej.

Wróciłem do samochodu tą samą droga i ruszyłem dalej w kierunku Lelowa. Ożywa on co roku w styczniu, kiedy Żydzi z całego świata pielgrzymują do grobu cadyka Dawida Bidermana zwanego Lelowelem. Ohel, czyli żydowski grób, przez lata mieścił się w pomieszczeniach miejscowego sklepu Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska. Po jego rozbiórce w 2013 r. postawiono nowy ohel.

Następny przystanek jest oddalony o kilkanaście kilometrów. O rozmachu, z jakim wybudowano pałac w Szczekocinach, świadczy fakt, że choć jego obecny stan pozostawia wiele do życzenia, to i tak robi on ogromne wrażenie. Aż chciałoby się odbyć podróż w czasie i spotkać na alei dojazdowej kogoś z rodziny Dembińskich, która wybudowała tę rezydencję. Całość malowniczo okalają wody Pilicy. Przepełniony nostalgią ruszyłem dalej w kierunku Nagłowic, gdzie zwiedziłem Muzeum Mikołaja Reja. Ekspozycja nie jest wybitna, ale i tak wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie.

Punktem wysuniętym najdalej na wschód na tej trasie był Jędrzejów. Pojechałem tam z dwóch powodów. Po pierwsze chciałem zobaczyć najstarsze w Polsce Archiopactwo Cysterów z XII w., a po drugie Muzeum im. Przypkowskich. Jego kolekcja zegarów i mierników czasu jest zaliczana do najcenniejszych na świecie.

Klasztor i kościół zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Muzeum również bardzo mnie zainteresowało, a postać Feliksa Przypkowskiego okazała się dla mnie fascynująca. Jego zamiłowanie do pomiaru czasu, astronomii i zegarów słonecznych sprawiło, że w Jędrzejowie zobaczyć można prawdziwe unikaty. Muzeum prezentuje kolekcję zegarów słonecznych od XVI do XX w. Doskonale widać, jak wiele zmieniło się w podejściu do upływających dni, godzin, minut i sekund. Kiedyś to zegarek był towarem luksusowym, a dzisiaj to odmierzany przez niego czas stał się czymś na wagę złota.

Robiło się coraz później, ale w drodze powrotnej do Katowic zboczyłem w dwa urokliwe miejsca. Pierwszym z nich był Okiennik Wielki w okolicach Skarżyc. Samochodem podjechać można szutrową drogą na parking u podnóża tej przepięknej skały. Warto obejść ją dookoła i odnaleźć niewielką ścieżkę w zaroślach prowadzącą na skałę, żeby z bliska zobaczyć niecodzienny otwór. Odradzam i przestrzegam przed wchodzeniem do środka tego otworu, bo jest to śmiertelnie niebezpieczne!

Ostatnim miejscem na mojej trasie były Skałki Rzędkowickie. Jeszcze 10 lat temu podziwiałem je z daleka, ale dzisiaj ich okolica zarosła brzozami. Na spacer po tym terenie wystarczy poświęcić około godziny. Często aż roi się tam od wspinaczy, a przy najpopularniejszych trasach ustawiają się kolejki. To miejsce jest idealnym akcentem na zakończenie podróży w poszukiwaniu czasu, bo wapienne ostańce trwają w tym miejscu od milionów lat. Czas ucieka i warto złapać go jak najwięcej na chwile, w których czuje się jego tętno.

Zobacz najnowsze wpisy na blogu