WIELKOPOLSKI PARK NARODOWY

Przyznam, że w mojej świadomości istnienie Wielkopolskiego Parku Narodowego pojawiło się dopiero w momencie, kiedy na poważnie zająłem się podróżowaniem po Polsce. O parkach narodowych: tatrzańskim, pienińskim, ojcowskim czy słowińskim dość często mówi się w mediach przy różnych okazjach. Dopiero kiedy jakieś 15 lat temu pojechałem w okolice Poznania, żeby sfotografować dęby rogalińskie nad Wartą, przeczytałem, że tuż obok nich rozpościera się Wielkopolski Park Narodowy. Utworzono go w 1957 roku. Chroni przyrodę na obszarze, gdzie dawno temu lodowiec wyrzeźbił wiele ciekawych form, które przetrwały do dzisiaj. Najbardziej widocznym przykładem jego działania są polodowcowe jeziora, ale nie brakuje też wydm, parowów, ozów (długich pagórków powstałych wskutek osadzania piasku i żwiru z wód płynących pod lądolodem)czy śladów po morenach czołowej i dennej. Jak odkryć najpiękniejsze zakątki tego terenu? Zapraszam na spacer!

Pieszo czy rowerem?

Na wstępie muszę podkreślić, że w Wielkopolskim Parku Narodowym jest bardzo gęsta i dobrze oznakowana sieć szlaków pieszych i rowerowych. Mój pierwotny pomysł zakładał, że ułożę sobie kilkunastokilometrową pętlę rowerową, na której zobaczę jeziora, lasy, morenowe wzgórza i zajrzę do muzeum przyrodniczego, które mieści się przy siedzibie dyrekcji WPN w zabytkowym pałacu w Jeziorach. Szybko jednak się przekonałem, że mój plan skazany był na niepowodzenie. Na wycieczkę wyruszyłem z HOT_elarni w Puszczykowie. HOT_bike w okamgnieniu pozwolił mi się znaleźć nad brzegiem Jeziora Góreckiego. Tam jednak zobaczyłem tabliczkę z zakazem wjazdu rowerem na czerwony szlak biegnący wzdłuż akwenu.
Zasięgnąłem języka w informacji turystycznej i dowiedziałem się, że również szlak niebieski prowadzący nad jezioro Kociołek jest niedostępny dla rowerzystów. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zostawić dwa kółka przypięte przy muzeum i na dalsze odkrywanie ruszyć pieszo. Już po czasie prześledziłem mapę uwzględniającą sieć szlaków rowerowych i pieszych, biorąc pod uwagę istniejące ograniczenia. Wyciągnąłem z tego jeden wniosek – to, co moim zdaniem najpiękniejsze w WPN, najlepiej zobaczyć, wędrując pieszo.

Magiczne jeziora

Głównym celem wycieczki były dwa polodowcowe jeziora: Góreckie i Kociołek. Początek szlaku czerwonego można odnaleźć w Jeziorach, na początku zabudowań od strony Puszczykowa. Tuż obok znajduje się przestronny parking. Po chwili wędrówki dochodzi się do pamiątkowego głazu wybitnej polskiej hydrobotaniczki Izabeli Dąmbskiej (1927-1984). Od tego miejsca szlak oddala się od zabudowań i zaczyna biec trawersem po dość stromym brzegu Jeziora Góreckiego. Po drodze jest tylko jedno miejsce, w którym można podejść bliżej wody, i znajduje się ono przy niewielkiej plaży gdzie szlak odbija w las i wiedzie do skrzyżowania przy pamiątkowym głazie Franciszka Jaśkowiaka (1903-1983), który był cenionym popularyzatorem turystki.
W tym miejscu odszedłem na ok. 1 km od czerwonego szlaku i trzymając się niebieskich znaków, poszedłem nad jezioro Kociołek. To niewielki owalny akwen otoczony bujnym lasem. Misa jeziora została najprawdopodobniej wyrzeźbiona przez kamienie w polodowcowej rzece. Jego głębokość sięga nawet 8 m, co przy stromych brzegach sprawia, że tylko część wód podlega cyrkulacji. Nawet gdyby nie mieć grama wiedzy o pochodzeniu Kociołka, to i tak jest to bardzo urokliwe miejsce, które zachwyca od pierwszego wejrzenia.
Po krótkim odbiciu od głównego szlaku wróciłem do koloru czerwonego, którym poszedłem szeroką leśną drogą aż do ostrego odbicia w prawo. Szlak bardzo stromo schodzi w dół i prowadzi niemal do brzegu jeziora. Z tego punktu rozpoczyna się, moim zdaniem, najciekawszy fragment wędrówki. Wąska ścieżka przyklejona do stromego zbocza prowadzi cały czas wzdłuż wody. Co rusz można podziwiać rozległą taflę Jeziora Góreckiego. Spacer, choć ma kilka podejść, jest bardzo przyjemny i po kwadransie dochodzi się do drewnianego pomostu, z którego rozpościera się widok na Wyspę Zamkową, na której znajdują się ruiny zamku Klaudyny Potockiej. Jest to dobry punkt do podziwiania rozległej rynny polodowcowej, w której powstało jezioro. Jego kształt przypomina literę L. Strome brzegi porastają gęste lasy. Zmierzając drogą do pomostu, warto wypatrywać wśród drzew zabytkowego budynku pałacu na drugim brzegu.
Niestety w tym punkcie wędrówki musiałem zawrócić i tą samą drogą udać się z powrotem do miejsca startowego. Całe przejście to ok. 10 km, którego pokonanie zajmuje nieco ponad 3 godz. Mnie zajęło to jeszcze dodatkową godzinę, bo nie mogłem odmówić sobie przyjemności podziwiania widoków nad jeziorami, choć próbowały mi to utrudnić chmary komarów atakujących zajadle ze wszystkich stron. Gdyby nie fakt, że był to początek maja i miałem ze sobą kurtkę, to pewnie uciekałbym stamtąd w podskokach.

Wielkopolskie cuda

Kilka godzin spędzonych w lasach Wielkopolskiego Parku Narodowego dobitnie przekonało mnie o tym, że natura stworzyła tam prawdziwe cuda. Fakt, że ta dzikość ze wszystkich stron otoczona jest cywilizacją, jeszcze bardziej wyostrza kontrast. Spacerując wśród pomników przyrody dookoła jezior stworzonych przez lodowiec, trudno uwierzyć, że te miejsca w linii prostej dzieli tylko 20 km od centrum Poznania. Pagórkowaty teren działa jak naturalny filtr, który skutecznie odcina wszelkie odgłosy miasta. Chroniony przez WPN teren ma szansę przetrwać w nienaruszonym stanie dla kolejnych pokoleń. W takich miejscach jeszcze bardziej doceniam rolę i funkcję parków narodowych, dzięki którym natura może żyć swoim rytmem.