Jesteś tutaj:

OBERŻA POD PSEM

Przed niskim drewnianym płotem obok mnie staje biały pies, dokładniej łajka syberyjska. Mówię mu, że musi zostać, a sam zamykam za sobą małą furtkę. Zdziwiony patrzy na mnie przez sztachety i bez problemu przeskakuje na moją stronę. O, ja naiwny – przecież to Oberża pod Psem! Tu wszystko może się zdarzyć.

Do Kadzidłowa dotarłem wczesnym sobotnim przedpołudniem. Był już październik i Mazury świeciły pustkami. Słoneczny dzień jeszcze przyciągnął miłośników tych okolic, ale to nic w porównaniu z pełnią sezonu. Z panem Krzysztofem usiedliśmy na werandzie. Słońce chyliło się ku zachodowi. Rozmowa się nie kleiła. Ja byłem po podróży, a pan Krzysztof jedną nogą na urlopie. To dla niego wymarzony i zasłużony odpoczynek poprzedzony wizytą kolejnego dziennikarza, który postara się napisać coś nowego o Oberży pod Psem i Kadzidłowie. Co jednak można napisać o kilku drewnianych chatach, małej restauracji i braku asfaltowej drogi? Co wyjątkowego kryje się na tym przepięknym końcu świata?

Trudno to opisać, kiedy nie jest się na miejscu. Trzeba chwilę tu pobyć. Pochodzić. Zobaczyć muzeum. Warto napić się kompotu z wiśni i spróbować pierogów z kapustą i grzybami w oberży. Później dobrze jest wybrać się gdzieś w okolice. Ja pojechałem do Rucianego-Nidy. Nie wytrzymałem jednak dłużej niż 15 minut i poczułem, że chcę wrócić do Kadzidłowa. Dlaczego?

Urzekła mnie tutejsza cisza. Takie miejsce mogli odkryć i stworzyć dla innych tylko ludzie, którzy wiele lat mieszkali w wielkim mieście. Pan Krzysztof i pani Danuta Worobcowie mieszkali wcześniej w Berlinie, więc posiedli wszelką wiedzę o tym, jak hałas wpływa na człowieka. Sami uczyli się żyć w Kadzidłowie. Przeszli wiele – od nieudanej inwestycji w stado jeleni, po ciężkie posezonowe czasy, w których nie zaglądał tu nawet listonosz. Zaczęli od krótkich pobytów i po kilku już nie chcieli stąd wyjeżdżać. Ich niezwykła wrażliwość pozwoliła ocalić od zniszczenia kawałek historii tych terenów. Dzięki nim można dzisiaj podziwiać piękne drewniane chaty, które dawniej były tu wszędzie. Zobaczycie też, jak ludzie żyli i mieszkali, przenieśli tu bowiem kilka drewnianych chałup, w jednej z nich otworzyli oberżę, a w innej, 200-letniej stworzyli muzeum. Nie takie zwykłe – przepiękna podcieniowa chata mazurska ma w sobie coś magicznego. Przebywanie w jej wnętrzu to prawdziwa podróż w czasie! Gdy patrzy się na okolice i otoczenie, ma się wrażenie, że za chwilę wrócą mieszkańcy i życie potoczy się dalej.

Myślę, że kolejnym powodem, dla którego chce się tu wracać, jest prawdziwość tego miejsca. Oberża niczego nie udaje. Każdy detal jest tutaj autentyczny i pasujący niczym ostatnia część w 1000-elementowych puzzlach. Wszystko się tu zgadza i układa. Gości przed wejściem wita napis: „Nie mamy czasu dla ludzi, którzy nie mają czasu”. Tu nie da się wpaść jak do fast foodu czy przydrożnego hotelu. To miejsce samo prosi się, żeby delektować się w nim chwilą. Z okolicznych pól docierają do mnie głosy zwierząt. Po sąsiedzku mieści się Park Dzikich Zwierząt tłumnie odwiedzany w sezonie. To wielka atrakcja dla dzieci. Mnie nie przekonuje totalny brak infrastruktury dla przybywających w nim rzesz turystów (np. brak toalet i choćby prostego food trucka). Celowo jednak omijam to miejsce i bez reszty daję porwać się Oberży pod Psem.

Noc w oberży mija mi niezwykle spokojnie. Budzę się wypoczęty jak nigdy. Wychodzę boso przed Pokój Sołtysa i witam się z jesiennym chłodem. Nie spiesząc się, wypijam dwie kawy. Dla takich momentów i takich poranków warto w tego typu miejscach zostawać na noc!

Zatęskniłem za tym wszystkim już na pierwszym skrzyżowaniu po odjeździe. Dzisiaj w wielkim mieście brakuje mi spokoju panującego za oknem i cudownych zapachów domowej kuchni. Z pewnością będę tam wracał, bo jakaś część mnie została tam na zawsze. Tak dzieje się pewnie nie tylko ze mną, ale z każdym, kto posłucha tych porannych szeptów ciszy w Kadzidłowie!

 

Kadzidłowo 1, 12-210 Ruciane-Nida

tel. 601 09 46 41

www.oberzapodpsem.com.pl

Zobacz najnowsze wpisy na blogu