MAZDĄ MX-5 DO POLSKIEJ STOLICY SZKŁA

Na początku było zdziwienie: „Jak tu jest pięknie!” Po chwili nadeszło rozgoryczenie: „Dlaczego dopiero teraz?” Wiatr z południa, który przefrunął po pierzejach krośnieńskiego rynku, rozwiał moje skrajne uczucia. Przecież lepiej późno niż wcale. Wyrzucałem sobie jeszcze kilka razy, że do Krosna nie zajrzałem wcześniej, bo przecież wielokrotnie przejeżdżałem przez to miasto lub jego najbliższe okolice. Tym razem celem mojej podróży za kierownicą Mazdy MX-5 było Krosno, polska stolica szkła. Po bliższym poznaniu z pewnością stało się jednym z tych miejsc, do których będę z przyjemnością wracał. A zaczęło się wszystko od szkła. Posłuchajcie…

Ślady przeszłości

Zacznę od tego, że ten zakątek Polski, w którym położone jest Krosno, kojarzy mi się głównie z naturą. Być może stąd wynikało moje wielkie zaskoczenie, gdy po zaparkowaniu na jednej z ulic w pobliżu rynku okazało się, że dookoła mnie aż roi się od zabytkowej architektury. I to bynajmniej nie drewnianej, ale murowanej. Na dodatek wiekowej, bo patrząc na bryłę bazyliki kolegiackiej Świętej Trójcy, bez problemu rozpoznałem, że jej mury przesiąknięte są historią. Co ciekawe, to właśnie przy niej pierwszy raz zetknąłem się z postacią Wojciecha Roberta Portiusa, która to jeszcze kilka razy „objawiła” mi się podczas wizyty w Krośnie. Nie planując wcześniej noclegu, w ostatniej chwili zarezerwowałem pokój w… Hotelu Portius. Ten jegomość pochodził ze Szkocji i zapisał się trwale w dziejach miasta. W XVII wieku był on jednym z najbogatszych mieszczan – działał w dziedzinie handlu i gospodarki, a w 1657 roku król Jan Kazimierz mianował go komendantem miasta. Pod jego dowództwem miasto stanęło do obrony przed najazdem Jerzego II Rakoczego. Po tym zasłużonym obrońcy i mecenasie miasta pozostało do dzisiaj sporo śladów – Wieża Portiusa (dzwonnica przy Farze), a także znacząca przebudowa bazyliki po pożarze, to jego zasługi.

Zostawmy na boku źródła i rozejrzyjmy się po Śródmieściu. To na terenie tej dzielnicy skupiona jest większość najważniejszych zabytków i atrakcji turystycznych Krosna. Spacer po mieście zacząłem od Rynku, który już na pierwszy rzut oka zaskoczył mnie swoją architekturą. Szybko zrozumiałem, że porównania do Krakowa są uzasadnione, choć skala i klimat są nieco inne.

W Krośnie (wiem to już po dwóch dniach spędzonych w tym mieście) najbardziej urzekła mnie kameralność i bliskość atrakcji. Mieszczańskie kamienice, które otaczają Rynek, mają gdzieniegdzie oryginalne renesansowe podcienia. Wychodząc z Rynku w którąkolwiek ze stron, bardzo wyraźnie mogłem dostrzec granicę „Starego Miasta”, gdyż zostało ono wybudowane na szczycie skarpy.

Wspomniałem wcześniej o bazylice i dzwonnicy, ale jest jeszcze drugi zabytek sakralny, który warto zobaczyć – to kościół i klasztor franciszkanów. Niestety Kaplica Oświęcimów w czasie mojej wizyty była w remoncie, ale z pewnością wrócę do Krosna, żeby zobaczyć to arcydzieło sztuki renesansowej i barokowej, jakim jest mauzoleum rodowe Oświęcimów.

Im dalej od Rynku, tym robi się coraz większy miszmasz architektoniczny. Widać to bardzo wyraźnie, kiedy wyjdzie się z niego ulicą Sienkiewicza, którą dochodzi się na Plac Konstytucji 3 Maja. Tu ciekawostka: stoi przy nim pomnik Ignacego Łukasiewicza, wielce zasłużonej postaci dla tego regionu, ale to temat na osobny artykuł. Temat wydobycia ropy i biografii Łukasiewicza można najlepiej zgłębiać, udając się do pobliskiej Bóbrki, gdzie funkcjonuje Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego. W każdym razie, kiedy z Placu pójdzie się dalej ulicą Staszica, wyraźnie będzie widać, jak zmienia się architektura.

I tu mała uwaga – odradzam jeżdżenie samochodem po centrum Krosna. Jest tam zawiła sieć jednokierunkowych ulic. Teren nie jest duży i pieszo można naprawdę obejść wszystko w niecałą godzinę. Próbując przemieszczać się autem, straciłem niepotrzebnie dużo czasu i nerwów, a kiedy dotarłem do celu… i tak nie mogłem znaleźć miejsca do zaparkowania. Dość przestronny parking znajduje się m.in. przy ulicy Legionów. Zostawiając tam samochód, mamy przed sobą drzwi do Centrum Dziedzictwa Szkła. A to właśnie ono przyciągnęło mnie do Krosna. Nim przejdę do „kruchej” historii, dodam jeszcze, że jeśli ktoś lubi muzea, to polecam wybrać się do Pałacu Biskupiego, w którym mieści się Muzeum Podkarpackie. Teraz do szkła!

Miasto Szkła

Pierwszy raz na moją listę Krosno trafiło po wizycie u Pati Dubiel, kiedy przygotowywałem trasę „Zakręcony Dolny Śląsk”. Ta artystka, znana na arenie polskiej i międzynarodowej, pochodzi z Krosna i kiedy oglądałem jej prace, to miasto mimochodem przewijało się cały czas w rozmowie. Zapisałem i czekałem…

2 czerwca 2012 roku rozpoczął się nowy rozdział historii Krosna, które postawiło w komunikacji na podkreślanie tego arcyważnego aspektu swoich wielowiekowych dziejów. Początków krośnieńskiego szkła należy szukać w okresie międzywojennym. W 1923 roku powstała huta szkła, która z biegiem lat stała się jednym z największych zakładów przemysłowych w okolicy. Produkcja ruszyła w 1924 roku i pierwsze transporty ruszyły w świat. Krosno sukcesywnie zaczęto kojarzyć z szeroko pojętym „szkłem”. Mieszkańcy, borykający się wcześniej z bezrobociem, znaleźli pracę w nowo powstałej hucie. Wielu z nich musiało nauczyć się fachu i tak, krok po kroku, rosły kolejne pokolenia mieszkańców, których życie zawodowe związane było z produkcją szkła. W mieście funkcjonowały też Zakłady Gumowe „Wudeta” i „Lnianka”. W połączeniu z hutą szkła te zakłady znacząco poprawiły sytuację na rynku pracy, a co za tym idzie, wzrósł też poziom życia mieszkańców.

Niestety, II wojna światowa nie obeszła się łagodnie z krośnieńskim przemysłem. W czasie okupacji produkowano m.in. szkło gospodarcze i oświetleniowe, ale kiedy zbliżał się koniec wojny, wycofujący się Niemcy podpalili hutę, która doszczętnie spłonęła w ciągu dwóch dni. Rozegrało się to jesienią 1944 roku i już po krótkim czasie postanowiono odbudować zakład. Do pozyskania funduszy wykorzystano m.in. to, co ocalało, czyli szklane wyroby. Produkcję udało się wznowić 20 stycznia 1945 roku.

W okresie PRL-u zakład tętnił życiem. Pod koniec lat 50. XX wieku wytwarzano ok. 1833 ton wyrobów rocznie. Szkło z Krosna eksportowano na cały świat – zestawy otrzymali m.in. król Hiszpanii Juan Carlos, prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow i Cesarzowa Japonii.

Przemiany ustrojowe nie wpłynęły dobrze na kondycję zakładu. Jego działalność i struktura uległa znacznym przekształceniom. Obecnie w mieście funkcjonuje huta pod nazwą KROSNO GLASS S.A., a także kilkanaście mniejszych hut i pracowni artystycznych.

Centrum Dziedzictwa Szkła

Wraz z nadaniem Krosnu miana „Miasta Szkła” otwarte zostało Centrum Dziedzictwa Szkła (CDS). Nie jest to klasyczne muzeum ani zabytkowa pracownia. To miejsce stworzone z myślą o zachowaniu wielkiego dziedzictwa, jakim jest szklana historia regionu. Zwiedzanie rozpocząłem, wchodząc do niepozornego budynku na rogu Rynku. Towarzyszką mojej podróży przez historię krośnieńskiego szkła była pani Katarzyna. Ku mojemu zaskoczeniu, na samym początku musieliśmy zjechać windą na poziom -4. Wcześniej wspomniałem o parkingu przy ulicy Legionów i drzwiach do CDS. Wchodząc nimi należy udać się schodami ruchomymi na górę do kas, bo to właśnie na tym poziomie rozpoczyna się zwiedzanie, które zawsze odbywa się pod opieką przewodnika.

CDS zaskoczyło mnie niezwykle wciągającą formułą zwiedzania. Na pierwszy ogień (dosłownie) poszło to, co robi chyba największe wrażenie, czyli kontakt z hutnikami, którzy na moich oczach w kilka minut zrobili prawdziwe cuda ze szkła. Z wielką przyjemnością oglądałem, z jaką gracją i profesjonalizmem stworzyli szklaną różę. Najbardziej urzekło mnie to, że mogłem prześledzić cały ten proces, i przyznam, że w pewnym momencie zamrowiło mnie z wrażenia, bo z niekształtnej kulki wyciągniętej z pieca zrobili istne cudo, i to nie przy użyciu gotowych form – wszystko ręcznie! Do tego widać było swobodę, z jaką to robią, bo jednocześnie opowiadali mi o dawnych realiach pracy w krośnieńskiej hucie szkła.

Wszystko ręcznie – to mogłaby być dewiza CDS! Kiedy przeszliśmy na kolejny poziom, mogłem zobaczyć przy pracy artystów/rzemieślników. Każdy przy swoim stanowisku zajęty był swoimi zadaniami, które ja mogłem obserwować jako zwiedzający. Co więcej – to, co oni wytwarzają na moich oczach, później można kupić w sklepie, który działa w budynku kasowym. Kolejne piętro zaskoczyło mnie bogatą kolekcją szkła artystycznego. Przyznam, że jest w tym coś niezwykle fascynującego – to, że ludzie są w stanie nadać tym przedmiotom takie kształty. Ot, niby prosty wazon, a jaka piękna rzecz sama w sobie.

Moje zwiedzanie nie zakończyło się w budynku głównym. Pani Katarzyna zabrała mnie też na drugą stronę Rynku, gdzie weszliśmy do piwnic, w których umieszczona została część ekspozycji. Połączenie starych, surowych murów z wielobarwnym szkłem jeszcze bardziej wzbudziło mój zachwyt.

Krosno – miasto, do którego chcę wrócić

Krosno urzekło i zachwyciło mnie na wielu poziomach. Z jednej strony są to rzeczy wymierne, jak architektura, a z drugiej urzekająca jest dla mnie formuła poznawania historii szkła zaproponowana przez CDS. Spędziłem w Krośnie dwa dni i czuję niedosyt.
Wiem, że chcę wrócić do tego miasta, żeby zobaczyć Kaplicę Oświęcimów, ale również przyjrzeć się innym kartom historii w Muzeum Rzemiosła, które prezentuje m.in. długie tradycje tkactwa w tym regionie. Jest po co wracać!