SLOW ROAD PO ŚLĄSKU

Długość trasy: 172 km
Orientacyjny czas trwania: 2 dni

Do dziś Śląsk kojarzył mi się z regionem nieciekawym turystycznie. Nic więc dziwnego, że przez wiele lat sprytnie omijałem jego nieznane mi zakamarki z nadzieją, że nie będę musiał ich odwiedzać. Ilekroć jedną z ekspresowych dróg mijałem Katowice, czułem pewną ulgę, gdy to miasto miałem już za sobą. Podobnie było z innymi miastami aglomeracji. Teraz wiem, że to był błąd. Kiedy z mojej turystycznej mapy Polski zaczęły znikać kolejne białe plamy, przyszedł czas, żeby wyruszyć na Śląsk i przekonać się, że… nie jest on taki straszny, jak mi się zdawało. Do tej pory dobrze poznałem Jurę Krakowsko-Częstochowską czy Beskidy, które wchodzą w skład województwa śląskiego. Jednak pas ziemi ciągnący się od Jaworzna po Gliwice i jego południowo-zachodni kraniec były dla mnie zagadką. Dopiero kiedy zjedzie się z głównej drogi i zajrzy w śląskie zakamarki, okazuje się, że region skrywa swoje skarby nie tylko pod ziemią. Na powierzchni można też znaleźć perły, które warto zobaczyć! Ruszajmy w drogę…

Gliwice
Najwyższa istniejąca w Europie drewniana konstrukcja ma 111 m wysokości i stoi w Gliwicach. Wybudowana w 1935 r. radiostacja z masztem jest dobrze widoczna już z daleka. Zawsze była dla mnie symbolem Gliwic i to właśnie w jej cieniu rozpocząłem śląską przygodę. Tuż obok masztu znajdują się zabytkowe budynki, które obecnie pełnią rolę muzeum. Całość otoczona jest zielenią i alejkami spacerowymi, dzięki czemu można zobaczyć tę konstrukcję z różnych perspektyw. Na mnie największe wrażenie robi z bliska, bo trzeba naprawdę mocno zadrzeć głowę do góry, żeby zobaczyć szczyt masztu.
Kolejnym miejscem, które odwiedziłem w Gliwicach, był rynek. To rozległy kwadrat o bokach około 75×75 m. W jego panoramie największą uwagę przykuwa ratusz, którego wieża, wysoka na 41,5 m, góruje nad rzędami kamienic stojących dookoła. Historycy twierdzą, że pierwszy budynek ratusza istniał już w XIII w. Ten, który możemy zobaczyć obecnie, pochodzi z XV w. Mieści się w nim m.in. Pałac Ślubów i siedziba Rady Miasta. W jego cieniu stoi ciekawa fontanna z Neptunem z 1794 r. Z rynku ulicą Raciborską można dojść do kościoła Wszystkich Świętych, który reprezentuje styl gotyckich świątyń śląskich. Od przeciwległej strony rynku odchodzi jedna z najbardziej znanych ulic miasta. Do 1945 r. nosiła nazwę Wilhelmstraße, a obecnie jest to ulica Zwycięstwa. Ma około 900 m długości i wiedzie do dworca kolejowego. Jest ciekawym przykładem, jak przeszłość przenika się z teraźniejszością.

W Gliwicach warte zobaczenia są również:
Zamek Piastowski
Palmiarnia Miejska

Rudy
Z Gliwic drogą nr 408, a następnie 919, dojechałem do wsi Rudy. Jej historia sięga początków XIII w. i ściśle związana jest z klasztorem cystersów. W 1255 r. misi zamieszkali w nowym gmachu. Poprzedni prawdopodobnie został zniszczony w czasie najazdu tatarskiego w 1241 r. Nakreślenie tej panoramy historycznej jest o tyle istotne, że nawiązuje ona do bogatych korzeni tego regionu. Przytłaczające widoki fabryk, szybów kopalnianych czy kominów hutniczych mogą mylnie sugerować, jakoby to miejsce wyrosło jedynie na gruncie rozwoju przemysłowego. Cystersi uznali to miejsce za rozwojowe i przekształcili je w prężnie działające gospodarstwo. Dzięki nim powstały stawy rybne, rozwinęło się rolnictwo i hodowla zwierząt.
Docierając na miejsce, oczom ukazuje się piękna bryła bazyliki Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XIV w., będąca kościołem dawnego opactwa cysterskiego. Zostawiając na boku pocysterski zespół klasztorno-pałacowy i architektoniczne zachwyty nad dziełem rąk ludzkich, warto udać się do pobliskiego parku nad rzekę Rudę. Widok bryły klasztoru i tak będzie nam towarzyszyć podczas spaceru, wyłaniając się nieustannie zza drzew. W pewnym momencie zniknie za gęstą ścianą lasu, a prym zacznie wieść natura. Wzdłuż rzeki biegnie ścieżka spacerowa, którą można dojść aż do Brantołki, niewielkiej osady, w której funkcjonuje mała elektrownia wodna.

Rezerwat przyrody Łężczok
Opuściłem Rudy i drogą nr 919 pojechałem do wsi Babice. Skręciłem w ulicę Rybacką, która zaprowadziła mnie do parkingu na skraju niezwykłego rezerwatu przyrody. Jest on położony na terenie Parku Krajobrazowego Cysterskich Kompozycji Krajobrazowych Rud Wielkich. To jeden z największych rezerwatów przyrody na terenie województwa śląskiego. Posiada świetną infrastrukturę turystyczną i bardzo dobrze oznakowane ścieżki. Znajduje się w nim 8 stawów, nad którymi przez kilka wieków pieczę sprawowali cystersi. Na prawie 480 ha ziemi występuje prawie połowa wszystkich gatunków ptaków, które można spotkać w Polsce. Pisanie o tym jednak w żadnej mierze nie zastąpi osobistego doświadczenia tego niespotykanego zjawiska natury. Ten ptasi raj trzeba samemu zobaczyć i usłyszeć. Również flora jest tu bardzo ciekawa. Wiekowe lasy zajmują ponad połowę powierzchni. Uwagę przykuwają groble między stawami, które obsadzone są lipami, dębami i grabami. Na zachodnim brzegu stawu Salm Duży stoi drewniana wieża widokowa, z której można podziwiać rozległą taflę wody i unoszące się nad nią ptaki.

Racibórz
Arboretum Bramy Morawskiej skusiło mnie, żeby na chwilę zatrzymać się w Raciborzu. Przyznam, że samo miasto nie zrobiło na mnie zbyt dobrego wrażenia, więc szybko opuściłem rynek i udałem się do celu, czyli ogrodu botanicznego, który leży we wschodniej części aglomeracji. Arboretum jest podzielone na część dziką i zagospodarowaną. To duże uproszczenie, ale dzięki niemu już na parkingu można zdecydować, czy chce się pójść na spacer do części ogrodowej, czy naturalnej. Ja wybrałem opcję drugą i zapuściłem się w piękne zakamarki z licznymi jarami i stawami. Atrakcją tej raciborskiej oazy zieleni jest Zaczarowany Ogród, który znajduje się w północnej części kompleksu leśnego. Został ciekawie zaaranżowany zarówno pod względem architektury krajobrazu, jak i dobranych gatunków roślin. Dojście do niego z parkingu prowadzi szeroką drogą wychodzącą z lewej strony.

Jastrzębie-Zdrój
Plątaniną dróg z Raciborza dotarłem do Jastrzębia-Zdroju. Generalnie można przyjąć, że trasa wiedzie najpierw drogą nr 935, a następnie, od Rzuchowa, nr 933. Przyznam, że to miasto bardziej kojarzy mi się z kopalniami i przemysłem niż częścią uzdrowiskową, więc byłem bardzo ciekawy, jak to wygląda. Na miejscu pozytywnie zaskoczył mnie Park Zdrojowy im. dr Mikołaja Witczaka. Założono go w połowie XIX w. i w jego otoczeniu zlokalizowano większość sanatoriów. Teren do spacerowania nie jest duży, więc można potraktować to miejsce jako miły przerywnik w podróży. Kawę można wypić albo w letniej kawiarence mieszczącej się w zabytkowej altanie, albo w pierwszym domu zdrojowym, jaki tu powstał w 1862 r., w tak zwanej Szwajcarce. Nazwa pochodzi od charakterystycznego stylu architektonicznego, w jakim uzdrowisko zostało wybudowane.

Żory
Powodem mojej wizyty w tym mieście stało się Muzeum Ognia. Muszę przyznać, że na tle innych oglądanych wcześniej miejsc byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co zobaczyłem w obrębie żorskiego rynku. Zatrzymałem się tam na chwilę przed wizytą w muzeum i ten wcale nieplanowany przystanek przeciągnął się w godzinny spacer ulicami miasta. Najbardziej urzekła mnie jego autentyczność i kameralność. Na ulicach nie widać turystów, a poza Muzeum Ognia nie znalazłem żadnych akcentów, które mogłyby świadczyć o tym, że miasto czeka na zwiedzających.

Budynek, w którym mieści się Muzeum Ognia, ma kształt płomienia. Został zaprojektowany przez Barbarę i Oskara Grąbczewskich. Oficjalne otwarcie miało miejsce w 2014 r. i wpisuje się w historię miasta, które przez wieki nękane było tragicznymi pożarami. W 1702 r. ogień strawił niemal całą zabudowę wokół rynku i w jego okolicach. To wydarzenie trwale zapisało się w historii Żor i na pamiątkę tamtych tragicznych wydarzeń co roku 11 maja mieszkańcy biorą udział w procesji upamiętniającej ofiary pożaru. Ten spontaniczny zryw ocalałych mieszkańców zapoczątkował tradycję Święta Ogniowego.
Ciekawie całą historię opowiada film „Śladami ognia” wyreżyserowany przez Andrzeja Celińskiego. To od tej projekcji rozpoczyna się zwiedzanie muzeum i uważam, że jest to genialne wprowadzenie w tematykę. Po filmie przechodzi się do części ekspozycyjnej, która przywołuje czasy, kiedy człowiek próbował okiełznać ogień, aż do współczesności, w której jest on wykorzystywany na wiele różnych sposobów. Wystawa urozmaicona jest licznymi multimediami i elementami angażującymi zwiedzających. Choć na całej trasie nie ma ognia realnie, to twórcom wystawy świetnie udało się sprawić, że czuje się jego obecność. Wcale nie chodzi tu wyłącznie o moc niszczącą, bo przecież odgrywa on w naszej codzienności również bardzo ważną rolę pozytywną.

Pszczyna
Z Żor do Pszczyny dojechałem drogą nr 935. Rozległy parking między Pokazową Zagrodą Żubrów a Parkiem Zamkowym zdradza duże zainteresowanie tym miejscem. Na mojej śląskiej trasie właśnie tam pierwszy raz spotkałem turystów. Ludzie z aparatami, ktoś z mapą w ręce czy osoba zapatrzona w widok, na który mieszańcy nie zwracają uwagi, to niecodzienny obraz na Śląsku. Piszę o tym dlatego, że po pokonaniu większości mojej trasy pierwszy raz się zdarzyło, że trafiłam w miejsce popularne turystycznie. Chcąc nieco ochłonąć, najpierw udałem się w kierunku żubrów. Zagroda, w której można je zobaczyć, początkowo otoczona jest parkiem, a dalej, w jego środku, znajduje się wydzielony teren dla tych leśnych zwierząt. Może nie miałem szczęścia, ale przyznam, że dość mocno rozczarowało mnie to miejsce. Nadal uważam, że jest warte uwagi i odwiedzenia, ale mnie nie zatrzymało na długo.
Przeszedłem na drugą stronę drogi i zanurzyłem się w cieniu Parku Zamkowego. Moim celem było oczywiście dojście do dawnej rezydencji magnackiej, ale postanowiłem udać się tam jak najbardziej okrężną drogą. Dzięki temu mogłem podziwiać fasadę z różnych perspektyw. Choć właściwie jest to pałac, przyjęło się nazywać go zamkiem. W miejscu, gdzie obecnie się wznosi, w XV w. stał gotycki zamek obronny, który – jak podają źródła historyczne – również został wybudowany na podwalinach wcześniejszej fortyfikacji. W XVI w. przebudowano go na rezydencję renesansową. Dokonała tego władająca nim rodzina Promnitzów, w której rękach majątek pozostał aż do 1765 r. Budynek został przebudowany na trzykondygnacyjną bryłę na planie nieregularnego czworoboku. W takiej formie przetrwał aż do pożaru w 1679 r. Z biegiem lat pszczyński zamek stał się jedną z najważniejszych rezydencji na Śląsku. W 1734 r. rozpoczęła się jego przebudowa na styl barokowy – w kształcie podkowy, w formie trzech skrzydeł. Dwie kondygnacje przykrył mansardowy dach. Właścicielami Pszczyny został ród Anhalt Köthen-Pless, który władał nią do 1846 r. Za ich czasów zwierzyniec zamieniono w park, a w pobliżu pojawiło się kilka nowych budowli, m.in. klasycystyczny dwór Ludwikówka na skraju parku.
Od połowy XIX w. zamkiem zarządzała rodzina Hochbergów z Książa. Wtedy też przebudowano go w stylu neobarokowym, jaki ma do dziś. W odróżnieniu od wielu podobnych rezydencji II wojnę światową pałac przetrwał w stanie dobrym i już w czerwcu 1945 r. podjęto decyzję, żeby w jego wnętrzach otworzyć muzeum. Zajęło ono parter oraz dwa pietra, a z czasem otwarto także wystawę w piwnicach. Strych przeznaczono na pracownie konserwatorskie.
Muzeum Zamkowe w Pszczynie jest jednym z najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Fakt, że budynek przetrwał wojnę i nie został zniszczony, pozwala w pełnej krasie podziwiać wnętrza z minionych epok. Już 9 maja 1946 r. pszczyński zamek otworzył swoje bramy dla zwiedzających. Muzeum prezentuje prawie 80 procent oryginalnego wyposażenia z przełomu XIX/XX w. Jest to prawdziwy unikat na skalę Polski i Europy.
Po wizycie w zamku polecam również krótki spacer po rynku, w obrębie którego znajduje się kilka ciekawych budowli, m.in. neorenesansowy ratusz, który przylega do kościoła parafii ewangelicko-augsburskiej.

Goczałkowice-Zdrój (opcjonalnie)
Choć właściwa trasa z Pszczyny prowadzi do Mysłowic, przy większej ilości czasu polecam odwiedzenie pobliskich Goczałkowic-Zdroju. Znajdują się tam trzy miejsca godne uwagi. Pierwsze znajduje się w samym centrum uzdrowiska, gdzie stoją zabytkowe obiekty sanatoryjne oraz rozciąga się niewielkich rozmiarów park. Tuż obok miasta zobaczyć można Ogrody Kapias. Jest to ciekawe zaaranżowana przestrzeń, która obrazuje, jak umiejętne wykorzystanie roślin potrafi zmienić krajobraz. Trzecim punktem w pobliżu jest zapora na Wiśle. Dzięki niej zatrzymane wody Królowej Polskich Rzek utworzyły u stóp Beskidów rozległe Jezioro Goczałkowickie.

Mysłowice
W głównym biegu trasa z Pszczyny prowadzi do Mysłowic najpierw drogą nr 1, a następnie S1. Przy ulicy Stadionowej 7A mieści się wyjątkowe muzeum. Bez przesady mogę stwierdzić, że od bardzo dawna nie widziałem tak bogatej i ciekawie zaprezentowanej ekspozycji jak w Centralnym Muzeum Pożarnictwa. Wybrałem to miejsce nieprzypadkowo, bo jest ono ściśle związane z Muzeum Ognia, które odwiedziłem wcześniej. Nie spodziewałem się jednak, że temat pożarnictwa będzie w stanie na tak długo zatrzymać moją uwagę. Ani się tym tematem nie interesowałem wcześniej, ani nie mam o nim zbyt dużej wiedzy. Przechodząc przez kolejne ekspozycje, z ciekawością chłonąłem wiadomości. Przekrojowo zobaczyłem tam nie tylko rozwój techniczny wozów strażackich i sprzętu, ale też metody działania strażaków, którzy muszą dostosować się do wciąż zmieniających się realiów. Wizyta w tym miejscu jest wspaniałą przygodą. Polecam zwiedzanie z przewodnikiem, bo dzięki temu można zyskać bezcenną wiedzę, a także usłyszeć ciekawe anegdoty związane ze strażackim fachem.

Katowice
Na deser tej trasy zostawiłem Katowice. Pierwotną myśl o tym, żeby udać się do Muzeum Śląskiego, porzuciłem dość szybko, bo chciałem spojrzeć na to miasto nieco inaczej. Dzisiaj już niczym odkrywczym nie jest udanie się do zabytkowej dzielnicy, jaką jest Nikiszowiec, ale uważam, że nadal jest to ciekawa alternatywa dla centrum miasta. Osiedle robotnicze, dobrze znane niemalże z każdego filmu, w którym pojawia się krajobraz Śląska, zostało wybudowane na początku XX w. Miało służyć pracownikom Towarzystwa Górniczego Spadkobierców Georga von Giesche (niemieckiego przedsiębiorcy, pioniera przemysłu górniczo-hutniczego na Śląsku). Nie będę tutaj opisywać historii powstania miasta czy jego założeń urbanistycznych, bo nie to jest moim celem i jego największą siłą. Tym, co mnie urzekło najbardziej, to fakt, że czułem się tam, jakbym spacerował po prawdziwym ceglanym skansenie, w którym toczy się normalne życie codzienne. Zapach rosołu unoszący się nad ulicą św. Anny, odgłos wirującej pralki czy widok powracających ze szkoły dzieci – takie obrazki i subtelności pięknie komponują się z otoczeniem, które ciekawe jest głównie dlatego, że od ponad stu lat jest żywe i autentyczne.

Odczarowałem w swojej głowie Śląsk. W jakimś sensie on mnie nawet zafascynował. Do tego stopnia, że już zaznaczam na mapie kolejne punkty do odwiedzenia. Myślę, że warto dać temu regionowi szansę, bo ma naprawdę wiele do zaoferowania. Wytyczona trasa najlepiej sprawdzi się w czasie weekendowego wyjazdu i raczej przeznaczona jest dla osób dorosłych lub rodzin z dziećmi w wieku szkolnym. Fakt, że wiele atrakcji nie jest podanych na tacy, pobudza wyobraźnię i uczy poruszania się w mało znanych obszarach turystki. Nagrodą są piękne przeżycia i niezapomniane widoki.

Zobacz najnowsze wpisy na blogu