ZACHODNIA ŚCIANA
Zielona Góra, Gorzów Wielkopolski i Szczecin to 3 miasta, do których nigdy nie było mi po drodze. Wiele razy przejeżdżałem tuż obok nich, bo mija się je jadąc trasą S3 w drodze nad Bałtyk. Tym razem postanowiłem odkryć nieznane mi jeszcze zakątki zachodniej ściany Polski i przerwać kilka razy jednostajną podróż. Zrobiłem slow road w drodze na slow road, bo moim celem w zasadzie było Świnoujście. Pomyślałem, że osób jadących tą trasą z południa na północ lub w drugą stronę może być więcej i chciałem sprawdzić, czy warto poświęcić czas na kilka przystanków. Krótki rekonesans przerodził się w weekendowy objazd, ale wcale tego nie żałuję!
Zielona Góra zauroczyła mnie w 3 minuty. Drogowskazy doprowadziły mnie bezbłędnie do samego centrum. Tuż obok ratusza uciąłem sobie przemiłą pogawędkę z Niemcami podróżującymi na rowerach, podzielali mój zachwyt miastem. Był on wywołany głównie ciekawą architekturą i słodkim klimatem. Dlaczego słodkim? Dawno nie widziałem takiego zagęszczenia cukierni, kawiarni i piekarni z łakociami. Pierwszy raz po wielu latach skusiłem się na pączka z bitą śmietaną. Chodziłem po mieście i co rusz chwytałem za aparat. Uliczki w centrum są bardzo fotogeniczne. Co konkretnie warto zobaczyć? Ratusza na środku przestronnego rynku nie sposób nie zauważyć. Wychodząc z rynku w kierunku filharmonii, traficie na poewangelicki kościół z XVIII w. Obecnie funkcjonuje w nim rzymskokatolicka parafia pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Na jego tyłach znajdują się pozostałości murów obronnych. Warto przejść ul. Mickiewicza do Konkatedry pw. św. Jadwigi Śląskiej. Stamtąd ul. Kopernika polecam przespacerować się na Plac Pocztowy, po drodze obejrzeć Wieżę Łaziebną (inaczej zwaną Głodową). Dalej ul. Jedności dotrzeć do Placu Słowiańskiego, a następnie ul. Sobieskiego wrócić na rynek. Ja skusiłem się na koniec na zapiekankę. Nie żałowałem tej decyzji, a przy okazji miałem chwilę, żeby popatrzeć na sobotnią codzienność tego urokliwego miasta.
Niespełna godzinę zajęła mi droga do Gorzowa Wielkopolskiego. Tam zatrzymałem samochód przy Dominancie, czyli wieży widokowej na środku ronda. Niestety była nieczynna, ale to miejsce okazało się dobrym punktem wypadowym do centrum. Przeszedłem mostem Staromiejskim przez Wartę i udałem się na rynek. Nie udało mi się dostać do wnętrza stojącej na nim katedry, która z zewnątrz wyglądała imponująco. Samo centrum wyglądało jak jeden wielki plac budowy, ale nawet to nie zamaskwało obecnego w nim pomieszania stylów architektonicznych. W śródmieściu ukryła się niemal cała historia budownictwa i jedyne, czego tam brakowało, to znane ze skansenów chałupy kryte strzechą. Udałem się do Studni Czarownic i z Wełnianego Rynku prowadzącą w dół ul. Pionierów wróciłem nad Wartę. Bulwary nad rzeką zrobiły na mnie najlepsze wrażenie. Widać, że w ostatnim czasie sporo zainwestowano w ten fragment miasta. Gorzów Wielkopolski, podobnie jak Zielona Góra, zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Nie są to oczywiście miasta pokroju Krakowa, Gdańska czy Torunia, ale dzięki temu nie ma w nich tłumu turystów. W trakcie zwiedzania ma się poczucie, że wszyscy dookoła się znają, a taki intruz-turysta z pewnością się zgubił. W Gorzowie 2 osoby wprost zapytały mnie, czy czegoś szukam.
Będąc pod wrażeniem uroków ziemi lubuskiej, porzuciłem pomysł gnania na złamanie karku do Szczecina. Zdecydowałem się udać do Chojny. To wspaniałe poniemieckie miasto, jego zabytki zostały włączone do Europejskiego Szlaku Gotyku Ceglanego. Wszystkie znajdują się przy ogromnym, długim na prawie 580 m rynku. Ewenementem są również zachowane niemal w 50% mury obronne z 2 pięknymi bramami – Świecką i Barnkowską. W centralnej części rynku znajduje się gotycki Kościół Mariacki. Na zobaczenie wszystkiego z bliska trzeba przeznaczyć około 30 minut. Wizyta w Chojnie to raczej krótki przystanek. Mnie jednak zastała tam noc i zatrzymałem się w przydrożnym hotelu, żeby od świtu ruszyć w dalszą podróż. Od Bałtyku dzieliło mnie jeszcze prawie 200 km.
Z Chojny drogą nr 31 udałem się do Gryfina. O odwiedzeniu leżącego nieopodal Krzywego Lasu marzyłem od dawna. Niestety było to dla mnie jedno z największych rozczarowań od dłużego czasu. Po pierwsze nie jest to krzywy las, a jedynie kilkanaście krzywych drzew. Po drugie na zdjęciach zamieszczanych w internecie wygląda on bajkowo, a tak naprawdę znajduje się tuż obok zakładów przemysłowych, parkuje się pod ogromną rurą, a między zaroślami przebijają fragmenty betonowych bloków. Z przerażeniem przypomniałem sobie przeczytaną w sieci historię Azjatek, które przyjechały do Polski ze względu na to miejsce…
Jest ono wyjątkowe, ale nie wyjaśniono nawet, czemu drzewa zawdzięczają swój wygląd. Najbardziej prawdopodobna jest hipoteza, że zostały powyginane w celu późniejszego użycia przy budowie okrętów lub mebli. Ten pomnik przyrody moim zdaniem warto odwiedzić jedynie przy okazji lub po drodze. Na zdjęciach wygląda on zdecydowanie lepiej niż w rzeczywistości. Dojście z parkingu zajmuje ok. 5 minut i jest dobrze oznakowane.
Dojeżdżając do Szczecina, myślałem o przeczytanym na Wikipedii artykule, gdzie ktoś twierdził, że układ urbanistyczny stolicy zachodniego Pomorza porównać można do Paryża. Bardzo chciałem znaleźć potwierdzenie tej tezy, ale po prawie 3 godzinach spaceru nadal nie widziałem żadnej analogii. Udało mi się jednak zobaczyć miasto z zupełnie innej perspektywy. Niedzielny poranek i mroźny wiatr z północy sprawiły, że niemal cały czas spacerowałem zupełnie sam. Zaparkowałem tuż przy rynku. Mieszkańcy spali w najlepsze. Przeszedłem do ul. Kurkowej i dotarłem nią do Kamienicy Loitzów, a następnie schodami przedostałem się do ul. Grodzkiej prowadzącej w kierunku Zamku Książąt Pomorskich. Ul. Kuśnierską zszedłem do Panieńskiej i wszedłem w niesamowity świat sztuki ulicznej pod wiaduktami tuż przy Baszcie Siedmiu Płaszczy, która od lat jest symbolem miasta. Nad moją głową przecinało się kilka ważnych arterii miejskich z Trasą Zamkową na czele. Jest to świetnie wykorzystana przestrzeń miejska, bo niemal każde wolne miejsce zapełnione jest przez graffiti.
Opuściłem świat street artu i doszedłem na słynne Wały Chrobrego. Jest to jedno z najbardziej reprezentacyjnych miejsce w mieście. Długi na prawie 500 m taras widokowy to idealne miejsce na spacer. W okolicach fontanny można zobaczyć pocztówkowy Szczecin – tryskająca woda, Wały Chrobrego i Muzeum Narodowe w tle. Kolejnym punktem na mojej liście był Most Długi. Jego drewniany poprzednik został wybudowany w 1283 r. W 1959 r. powstała potężna konstrukcja, wtedy jako most zwodzony (dziś już zepsawany), po której jeżdżą ciężarówki i tramwaje. Spacerując wzdłuż Odry Zachodniej, podziwiałem również potężny budynek urzędu celnego znajdujący się po drugiej stronie rzeki. Na koniec spaceru zajrzałem do Bazyliki Archikatedralnej św. Jakuba, czyli drugiego najwyższego kościoła w Polsce.
Szczecin opuszczałem z pewnym smutkiem. Miasto dopiero budziło się do życia, a zapach kawy z okolicznych knajpek unosił się po brukowanych uliczkach. Ruszyłem nad morze, a o moje dalsze przygody poznacie, czytając opis trasy Świnoujście – Hel.