W DOLINIE BARYCZY
Pierwszy raz w Dolinie Baryczy znalazłem się w 2001 roku. Późnym wieczorem wędrowałem wąskimi groblami w kierunku Milicza. Po tamtym obozie wędrownym pozostał we mnie ogromny sentyment do tych okolic. Milicz dzieli od Wrocławia niespełna 60 km, ale poza kilkoma najbardziej znanymi miejscami w Dolinie Baryczy nie ma tłumów. Tylko w okolicach Rudy Sułowskiej widziałem w weekend więcej samochodów. Poza tym czas w tej krainie spędziłem niezwykle spokojnie.
Trasę rozpocząłem w Gościńcu pod Zającem w okolicach Oleśnicy. Drogą nr 25 przejechałem do Antonina, gdzie udałem się na spacer po parku otaczającym pałac Radziwiłłów. W jego wnętrzu działają restauracja i hotel. Do skorzystania z ich oferty zniechęcił mnie jednak widok mnóstwa myśliwskich trofeów i szybko wróciłem na łono przyrody. Tuż obok rezydencji rozpoczyna się bardzo przyjemna ścieżka dydaktyczna po rezerwacie Wydymacz. Na przejście jej w całości trzeba poświecić około 2 godzin. Ja wybrałem krótszy wariant i mniej więcej w połowie trasy zawróciłem przy przystanku ze starymi dębami. Kolejnym punktem na mojej trasie był pałac myśliwski w Mojej Woli. Niszczeje ukryty w lesie i zupełnie nie przypomina tego z Antonina. Jest obity korą i korkiem, przez co stwarza wrażenie, jakby był częścią lasu. Niestety okna i drzwi są zabite deskami, więc można go podziwiać jedynie z zewnątrz.
Z Mojej Woli udałem się do Wielgiego Milickiego i dalej przez Potasznię i Gądkowice w kierunku Sulmierzyc. To dłuższa trasa, ale za to niezwykle malownicza. Droga do Potaszni prowadzi groblą pomiędzy stawami. W Sulmierzycach na samym środku rynku znajduje się unikatowy drewniany ratusz z 1743 roku. Mieści się w nim Muzeum Ziemi Sulmierzyckiej. Zaparkowałem i wybrałem się na dłuższy spacer po okolicach. W pobliżu znajduje się neobarokowy kościół pw. Wniebowzięcia NMP. Klucząc uliczkami w okolicach rynku, można odnieść wrażenie, że czas się tam zatrzymał. Nikt nie spodziewa się turysty. Warto zatrzymać się na dłuższą chwilę i poobserwować to małomiasteczkowe życie.
Z Sulmierzyc ruszyłem w kierunku Milicza. Wróciłem w kierunku Potaszni i skręciłem w szutrową drogę prowadzącą do Zamku Myśliwskiego. W tej niewielkiej osadzie głęboko w lesie znajduje się restauracja z bardzo dobrą kuchnią. Serwuje się tam sporo dziczyzny, ale nie brakuje też lokalnych ryb z karpiem na czele. Ja zdecydowałem się na smażonego suma i nie zawiodłem się.
Po obiedzie kierowałem się cały czas w stronę Rudy Milickiej. Drogi w tym terenie wymagają uwagi i częstego spoglądania na nawigację, są też wąskie i kręte. Nawierzchnia momentami jest bardzo dziurawa. Dodaje to jednak uroku tej podróży, bo chcąc nie chcąc uprawia się tam slow driving połączony ze slalomem.
Późnym wieczorem dotarłem do Rudy Milickiej i udałem się na spacer po rezerwacie Stawy Milickie. Ciekawą opcją jest przejście ze Stawna w kierunku Nowego Grodziska. Szlak prowadzi wybrukowaną groblą. Później można wrócić tą samą drogą albo udać się w prawo i obejść Staw Słoneczny przez Dyminy. Idąc żwawym krokiem, na taki spacer trzeba poświęcić około 2 godzin. Mnie udało się wrócić do samochodu tuż przed zachodem słońca.
To już koniec naszej trasy po tej stronie Milicza. To ciekawa propozycja szczególnie dla tych, którzy lubią łączyć aktywny wypoczynek, zwiedzanie i przyjemność z jazdy.