NAD ROZLEWISKIEM
Każdego roku wiosną Biebrza i Narwia wylewają, co zagraża okolicznym uprawom. Skala powodzi, której widmo spędza sen z oczu rolnikom, jest nie do przewidzenia. To zjawisko pozwala dostrzec potęgę nieobliczalnej przyrody. Trudno zaprzeczyć, że rozlane wody wkomponowane w krajobraz Podlasia to mimo wszystko piękny widok. Ciągnące się po horyzont pastwiska przy rzekach upodobały sobie migrujące ptaki, a zwłaszcza gęsi. Ich wiosenna migracja idealnie zbiega się w czasie z rozlewiskami. Właśnie dlatego warto udać się w tym czasie na wschód.
Nasza trasa rozpoczęła się w Waniewie. To ważny punkt na mapie Narwiańskiego Parku Narodowego. Dla zwiedzających przygotowano tam kładkę prowadzącą przez bagna i rozlewiska. W zależności od stanu wody można z bliska obejrzeć budzącą się do życia przyrodę. Malownicza droga prowadzi do siedziby dyrekcji Narwiańskiego Parku Narodowego, przy której znajduje się Muzeum Przyrodnicze. Przedstawiono tam najważniejsze zagadnienia dotyczące chronionego odcinka Narwi. Przechodząc przez park, dostaniecie się do kładki i wieży widokowej.
Kolejnym przystankiem na trasie jest zerwany most na Narwi. Podjechaliśmy do niego od strony Kurowa, a w oddali podziwialiśmy zabudowania Kruszewa. Przed I wojną światową te brzegi łączył drewniany most. Krążą o nim niesamowite legendy. Jedna z nich głosi, że w budowę obiektu zaangażowany był diabeł, z którym robotnicy zawarli pakt. Nie dotrzymali jednak warunków diabła, a nad liczącym 365 metrów długości mostem zawisła klątwa. Po 11 latach od jego wybudowania wybuchła I wojna światowa, podczas której został zniszczony. Odbudowany znowu przetrwał jedynie 11 lat, nim pochłonęły go płomienie walk II wojny światowej. Wierzący podaniom ludowym mieszkańcy drżą na wieść o planach odbudowy. Tak naprawdę most wybudowano na niezwykle trudnym – podmokłym i bagnistym – terenie. W 1900 roku wzniesienie takiej budowli było nie lada wyzwaniem, dlatego drewniana konstrukcja nie miała prawa przetrwać długo.
Zostawiwszy legendy za sobą, ruszyliśmy dalej wzdłuż Narwi. Po przecięciu nowej drogi ekspresowej S8 dotarliśmy do Tykocina. W tym wyjątkowym miasteczku mieszają się różne światy. Szczególne miejsce zajmuje część żydowska, która zachowała sporo z oryginalnego klimatu. Warto zatrzymać się w Tykocinie na dłuższy spacer. Alternatywą dla tych, którzy nie przepadają za małomiasteczkowymi klimatami, jest wizyta w pobliskim Pentowie. Znajduje się tam Europejska Wioska Bociania.
Ruszyliśmy dalej – w kierunku Zajek i Strękowej Góry. Pokonawszy Narew, dojechaliśmy do szosy nr 64 prowadzącej do Wizny. Po drodze polecamy zajrzeć na punkt widokowy na Górze Stękowej – doskonale widać z niego płynącą poniżej Narew i wysoki brzeg po drugiej stronie Biebrzy. Za mostem w Wiźnie skręciliśmy w prawo. Po drodze mijaliśmy sporo ciekawych miejscowości: Sieburczyn, Rutkowskie, Burzyn czy Brzostowo. Warto zjechać z głównej drogi do jednej z nich i dojść do Biebrzy pieszo. Osobiście uwielbiam Sieburczyn i Brzostowo. Burzyn znany jest dzięki wieży widokowej na skarpie, z której rozciąga się widok na biebrzańskie bagna.
Swoją wyprawę kontynuowaliśmy, jadąc do Radziłowa. Z drogi nr 688 zjechaliśmy na drogę nr 65. Skręciliśmy w kierunku Białegostoku i po kilku kilometrach odbiliśmy w lewo w kierunku Goniądza. Po drodze minęliśmy twierdzę Osowiec i siedzibę Biebrzańskiego Parku Narodowego. Sam Goniądz jest ciekawym miejscem. Polecam spacer po rozległym rynku – jest tam po prostu „po podlaskiemu”. Tego się nie da opowiedzieć. To trzeba zobaczyć!
Wyjechaliśmy w kierunku Suchowoli i ruszyliśmy do Dolistowa Starego. To właśnie tutaj na drewnianym moście na Biebrzy zakończyliśmy naszą trasę wśród rozlewisk i gęsi. Ale gdzie te gęsi?
Celowo w opisie trasy nie podałem konkretnej lokalizacji. Poprowadziłem ją jednak tak, że z całą pewnością spotkacie gęsi na trasie. Musicie jednak uważnie się rozglądać! Warto jechać niespiesznie, z uchylonym oknem (o ile pogoda i temperatura na to pozwolą). Wtedy nie tylko zobaczycie, ale też usłyszycie stado! Czasem ptaki kryją się za niewielkimi pagórkami albo ścianą drzew – wypatrzeć skrzydlatych wędrowców pomogą lornetka lub teleobiektyw. Zdarza się, że niebo jest aż czarne od ptaków – wtedy przeżycia są niezwykłe.
Przeloty gęsi rozpoczynają się zazwyczaj na początku marca. Trudno określić dokładną datę, bo każdy rok przynosi w przyrodzie co innego. Raz gęsi pojawią się dopiero na początku kwietnia, a za rok wieść o ich przybyciu rozchodzi się już w pierwszych dniach marca. Zachęcam do śledzenia jednego z podlaskich profili na Facebooku – lokalni fotografowie na bieżąco publikują na nim aktualne zdjęcia i informacje. Zajrzyjcie na profil Magia Podlasia.