W SERCU POLSKI
Przygodę w samym sercu Polski rozpocząłem w miejscu nieprzypadkowym. Udałem się do Konina i odnalazłem najstarszy znak drogowy w naszej części Europy. Słup koniński pochodzi z 1151 r. i pierwotnie został postawiony w połowie drogi z Kruszwicy do Kalisza. Wykuty z piaskowca ma prawie 2,5 m wysokości. Wyryto na nim pełną tajemnic inskrypcję, nad którą po dziś dzień głowią się historycy. Uznałem, że jest to dobry punkt startowy i tak jak podróżni przed wiekami spojrzałem na słup i ruszyłem w dalszą drogę. Zanim opuściłem Konin, postanowiłem przespacerować się po mieście. Sam słup znajduje się tuż przy gotyckim kościele św. Bartłomieja, którego kolorowe wnętrze jest niezwykle imponujące. Ulicą 3 Maja przeszedłem w kierunku rynku, mijając po drodze piękny klasycystyczny ratusz. Dotarłem na Most Toruński i nadwarciański bulwar. Poszedłem nim aż do końca w kierunku zachodnim i znalazłem się w parku im. Fryderyka Chopina. Ulicą Staszica wróciłem na parking nieopodal słupa i ruszyłem w dalszą drogę.
Z Konina, bacznie obserwując gęsto ustawione drogowskazy, udałem się do Lichenia Starego, gdzie znajduje się największy kościół w Polsce. Nie ukrywam, że wybrałem to miejsce przez ciekawość. Oglądając liczne fotografie, nie potrafiłem sobie wyobrazić rzeczywistych rozmiarów budowli. Bazylika jest długa na 139 m, z nawą główną o szerokości 77 m i wysokości 44 m. Jej kopuła ma 25 m średnicy i 45 m wysokości. Tuż obok stoi wysoka na 65 m dzwonnica, a po drugiej stronie pnie się do nieba, na wysokość 141,5 m, wieża z tarasami widokowymi. Budowa tej monumentalnej świątyni rozpoczęła się 1994 r., a konsekracja miała miejsce w 2004 r. Bez względu na przekonania religijne warto odwiedzić to miejsce, bo wymienione liczby dopiero w rzeczywistości robią wrażenie. Muszę przyznać, że przeżyłem dość duże pozytywne zaskoczenie, a może i miałem trochę szczęścia, bo panował tam błogi spokój. Alejki były puste, a wkoło panowała cisza. Spodziewałem się trochę odpustowego charakteru, który dobrze znam z rodzinnej Częstochowy. Urzekła mnie też świetna organizacja przestrzeni, dobrze oznakowane drogi i ogólny porządek, który dodaje tej monumentalnej świątyni uroku. Nie polecam odwiedzania tego miejsca w czasie świąt i uroczystości kościelnych. Ja byłem tam w środku tygodnia, w godzinach południowych, i co doskonale widać na zdjęciach – było po prostu pusto.
Z Lichenia Starego musiałem zawrócić w stronę Konina do drogi nr 266. Pojechałem nią do Lichnowa i następnie skręciłem w kierunku Milina, Ochli i dotarłem do Koła. Zwiedzanie miasta rozpocząłem na rynku, na środku którego stoi piękny budynek ratusza. O jego gotyckiej przeszłości świadczy dzisiaj jednie ceglana wieża. Z rynku ul. Starowarszawską poszedłem w kierunku rzeki Warty, żeby zobaczyć zabytkowy drewniany spichlerz. Dalej udałem się na ul. Kajki, gdzie znajduje się Muzeum Technik Ceramicznych. Na końcu tej ulicy zobaczyłem ciekawy bernardyński klasztor z XV w., a wracając na rynek ul. Rzeźniczą, minąłem kościół farny Podwyższenia Krzyża Świętego. Po wizycie w centrum pojechałem na drugą stronę rzeki i drogą wzdłuż wałów przeciwpowodziowych udałem się do ruin zamku nad Wartą wybudowanego za czasów króla Kazimierza Wielkiego. Są to niewielkich rozmiarów pozostałości ruin, ale niestety trafiłem na czas remontu i na resztki warowni mogłem rzucić okiem jedynie z zewnątrz.
Opuściłem Koło i udałem się drogą nr 92 do Kłodawy. W planach miałem zjazd 600 m w głąb ziemi i zwiedzenie podziemnej trasy turystycznej w Kopalni Soli „Kłodawa”. Obecnie, chcąc dostać się do podziemi, trzeba wybrać się w dni robocze, bo trasa jest czynna wyłącznie od poniedziałku do piątku, a wizytę trzeba wcześniej zarezerwować. To dość spore utrudnienie, ale pocieszeniem może być fakt, że jest to unikatowe miejsce – najniżej położona w Polsce podziemna trasa turystyczna. Dla porównania: w podkrakowskich zabytkowych kopalniach soli zwiedzanie odbywa się około 200 m pod ziemią, a w Kłodawie jest to imponujące 600 m, które robi ogromne wrażenie, kiedy mknie się w dół w górniczej szoli z prędkością 6 m/s. Po wyjściu z szoli od razu widać, że nie jest to klasyczna trasa muzealna. Jest ona zorganizowana przy okazji wydobycia soli. Czekające w kolejce wagoniki pełne urobku to nie zabytkowe eksponaty. Do przejścia od windy do części ekspozycyjnej prowadzi korytarz z torami. Na jego końcu czeka nas niespodzianka. Komora wysokości kilkunastu metrów wprawia w osłupienie. Trudno wyobrazić sobie ukrytą pod ziemią przestrzeń większą od boiska piłkarskiego, o wysokości niemalże czteropiętrowego bloku! Kłodawskie podziemia stanowią prawdziwą gratkę dla miłośników bicia rekordów. W 2007 r. Muzycy Filharmonii Kaliskiej ustanowili tu niecodzienny rekord, dając koncert 600 m pod ziemią. Przed nimi prawdopodobnie nikt na świecie nie zagrał na takiej głębokości „Czterech pór roku” Vivaldiego. Zwiedzanie podziemnej trasy jest niezwykłym przeżyciem i polecam każdemu udać się w podróż w ten solny świat.
Kopalnię opuściłem dość późno, a w planach tego dnia miałem jeszcze zameldować się w Płocku. Nie tracąc czasu, ruszyłem przed siebie w kierunku Kutna. Z lekkim smutkiem zrezygnowałem z wizyty w tym z zewnątrz sympatycznym miasteczku na rzecz wizyty w pobliskim Oporowie. Na miejscu ani chwili nie żałowałem swojej decyzji i tego, że znalazłem się w zaciszu parku otaczającego posiadłość. Zamek w Oporowie to piękna gotycka budowla. Stanęła w tym miejscu już w XV w. Ciekawa rezydencja obronna położona jest na wyspie z przerzuconym nad fosą kamiennym mostem. Czworoboczny dziedziniec składa się z domu mieszkalnego, wieży i baszty, we wnętrzach której znajduje się kaplica. Kilkukrotne przebudowy nie zmieniły zbytnio wyglądu zamku i tylko detale zdradzają zakres prac remontowych. Obecnie funkcjonuje tu muzeum. Całość otoczona jest pięknym parkiem założonym w XIX w., który jest idealnym miejscem na długi spacer.
Podróż rozpocząłem nad Wartą, a chciałem zakończyć nad Wisłą. Z Oporowa ruszyłem więc w kierunku Płocka. Zrobiło się jednak na tyle późno, że porzuciłem plan wieczornego zwiedzania miasta i zameldowałem się w przytulnym hotelu w samym centrum. Na płockie ulice postanowiłem wyjść z nowymi siłami z samego rana.
Po kilku godzinach spaceru po mieście stwierdziłem, że Płock jest przyjazny turyście. W centrum najlepiej zaparkować w okolicach sądu (przy placu Narutowicza), bo jest to świetny punkt startowy, położony nieopodal najważniejszych atrakcji. Zwiedzanie rozpocząłem od wizyty w widocznej z daleka bazylice katedralnej Wniebowzięcia NMP na Wzgórzu Tumskim. Świątynia stoi od 1144 r. i choć była wielokrotnie przebudowywana, zachowała swój monumentalny charakter. Szczególną uwagę warto zwrócić na kopię romańskich Drzwi Płockich. Ze Wzgórza Tumskiego spojrzałem na szerokie wody Wisły i okolicę z mostem Legionów Józefa Piłsudskiego. Następnie trasą spacerową na skraju wysokiej skarpy przeszedłem do najstarszego liceum w Polsce (tzw. Małachowianki), działającego w tym miejscu nieprzerwanie od 1180 r. Wracając na alejkę, doszedłem aż do kościoła św. Bartłomieja Apostoła. Z tego miejsca ul. Piekarską przedostałem się na przestronny rynek z piękną fontanną i ratuszem w tle. W pobliżu znalazłem piękny kościół Mariawitów. Opuszczając rynek ul. Grodzką, szybko wróciłem w okolice sądów, ale wcześniej zajrzałem jeszcze na ul. Tumską, która pełni funkcję deptaka miejskiego. Koneserom sztuki polecam wizytę w Kamienicy Secesyjnej przy ul. Tumskiej 8, gdzie można zobaczyć piękne zbiory sztuki secesyjnej i unikatową kolekcję art déco (jest to oddział Muzeum Mazowieckiego w Płocku).
Trasa, choć nie wydaje się ani skomplikowana, ani długa, wymaga poświęcenia minimum dwóch dni (mnie zajęła ostatecznie 3 dni) ze względu na dość mało elastyczne godziny zwiedzania Kopalni Soli „Kłodawa”. Jest to idealny wybór dla wszystkich, którzy poszukują ciekawych miejsc w samym sercu Polski, a przy okazji chcą zobaczyć coś nowego poza utartymi szlakami turystycznymi. Jakość dróg na całej trasie jest wyjątkowo dobra, więc na podróż wystarczy zabrać dużo dobrej muzyki, żeby bez pośpiechu delektować się malowniczymi pejzażami Wielkopolski, skraju ziemi łódzkiej i Mazowsza.