ZIMA NA WSCHODZIE

Długość trasy: 233 km
Orientacyjny czas trwania: 1 dzień

Nie zważając na powszechne zwyczaje, wybrałem się zimą nie na południe, ale na północ. Dokładnie na północny wschód. Podczas gdy Tatry, Karkonosze czy Beskidy zalewała fala narciarzy i turystów, ja mogłem delektować się zimą w ciszy i samotności. Przez 4 dni na Suwalszczyźnie i Podlasiu nie spotkałem ani jednego podróżnika. Zima na wschodzie kraju jest naprawdę spokojna.

Namawiając do zimowej eskapady na Podlasie, nie mógłbym nie zaznaczyć, że jest to podróż będąca wyzwaniem dla kierowcy. Co prawda nie ma na tej trasie ogromnych wzniesień czy stromych serpentyn, ale stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia. Dodatkowo drogi są oblodzone. O ile nie stanowi to wielkiego problemu podczas ostrożnej jazdy, o tyle hamowanie staje się nie lada sztuką. Maksimum ostrożności należy zachować także podczas wymijania innych pojazdów. Często wiatr zwiewa śnieg na szosy, przez co stają się wąskie, a momentami znikają z oczu w szczerym polu. Po większych opadach czy zawiejach śnieżnych warunki na trasie nie sprzyjają kierowcom. Nie są to jednak rzadko uczęszczane drogi, więc zazwyczaj mieszkańcy przecierają je, zanim zjawi się ktoś przyjezdny. Piszę o tym głównie dlatego, że taka jazda wymaga sporej wprawy, uważności, a także zdarza się, że zajmuje 2 razy więcej czasu, niż wskazuje nawigacja. W czasie mojej wyprawy musiałem do każdej godziny doliczać około 15 minut, które zajmowała powolna jazda po lodzie czy mijanie się z innymi samochodami.

Po przydługim wstępie pora ruszać! Trasa zaczyna się przy zapierających dech w piersiach mostach w Stańczykach. Długie na 180 metrów i wznoszące się około 36 metrów nad ziemią należą do jednych z najwyższych i najstarszych w Polsce konstrukcji. Są częścią nieczynnej już infrastruktury linii kolejowej łączącej Gołdap z Żytkiejmami.

Po spacerze przy mostach ruszyłem dalej drogą nr 651 w kierunku Wiżajn. Przeszedłszy piękny kawałek Puszczy Romnickiej, dojechałem do trójstyku granic. Linia dzieląca Rosję, Litwę i Polskę znajduje się około 500 metrów od parkingu. Następnie dotarłem do Wiżajn, gdzie opuściłem główną drogę i udałem się do Ejszeryszek. Za tym małym miasteczkiem można poczuć się jak na końcu świata. Rozsiane po polach gospodarstwa są jedynymi śladami działalności człowieka. Zima w tych okolicach jest magiczna. Zachęcam do pojeżdżenia (jeśli szosy będą przejezdne) różnymi bocznymi drogami, które często prowadzą donikąd. Otaczają je niezwykłe krajobrazy.

Kończąc objazd po końcu świata, dojechałem do wsi Rutka-Tartak. Drogą nr 655 przedostałem się do Sidorów i skręciłem w prawo na Smolniki. Przed samą miejscowością znajduje się bardzo znany punkt widokowy. Jadąc dalej w dół, podążałem za drogowskazami do jeziora Hańcza. Szutrowa droga (zimą zazwyczaj skryta pod warstwą śniegu) prowadzi przez malownicze lasy nad najgłębsze w Polsce jezioro.

Tuż przy brzegu znajdują się parking i ruiny dworu w Starej Hańczy, a także wygodne dojście do plaży. Zmierzałem wzdłuż jeziora, aż znalazłem się w Bachanowie, następnie skręciłem w prawo na Wodziłki. Droga momentami wije się wśród suwalskich wzgórz polodowcowych. Przy molennie staroobrzędowców w Wodziłkach odbiłem w prawo do Jeleniewa. Amatorzy lokalnych smaków przez cały rok mogą skosztować tutaj podlaskiej kuchni w restauracji Pod Jelonkiem. Nie jest to może slow food, ale w tych stronach niestety trudno znaleźć alternatywę.

Drogą nr 655 udałem się do Suwałk, przejechałem przez miasto, a dalej pojechałem szosą nr 633 w kierunku Sejn. Trasa zaprowadziła mnie do Wigierskiego Parku Narodowego. Najpierw skręciłem w ślepą drogę do wsi Cimochowizna. Warto się tam udać, żeby zobaczyć klasztor z nieco innej perspektywy. Punktem orientacyjnym są widoczne z lewej strony brzegu łódki. Tuż obok nich znajduje się kładka, z której można podziwiać jezioro i zabudowania pokamedulskiego klasztoru.

Wróciłem na główną drogę i pojechałem nią do skrętu na Wigry. Jeśli macie ochotę, możecie zjechać z niej w kierunku klasztoru. Ja udałem się prosto – przez Czerwony Folwark i Mikołajewo do Wysokiego Mostu. Przejechałem nad Czarną Hańczą i znalazłem się na leśnej drodze prowadzącej do Tartaczyska. W wielu miejscach przy lesie pięknie wije się struga rzeki. Latem roi się na niej od kajaków, natomiast zimą jest tu znacznie mniej tłoczno. Dojechałem do asfaltu, minąłem wreszcie Tartaczysko i skręciwszy w prawo, wjechałem na drogę nr 16. Jechałem nią do skrętu w kierunku Płaskiej. Trzymając się głównej drogi, która wiedzie przez Jazy, Mikaszówkę, Gruszki i Rubcowo, dotarłem do Lipska. Trasa wiodąca przez Puszczę Augustowską jest prześliczna. Przy rondzie w Lipsku zakończyłem pewien etap podróży. Dalej czekał mnie dość monotonny odcinek do Sokółki. Można urozmaicić go wizytą w sanktuarium w Różanymstoku.

W końcu dojechałem do Sokółki drogą nr 673. Przy skrzyżowaniu z drogą nr 19 znajduje się Karczma pod Sokołem, w której można odpocząć po długiej podróży. Jeśli po obiedzie zostanie wam trochę miejsca na deser, polecam wybrać się do Starej Szkoły – pyszne lody i wyśmienita kawa gwarantowane!

W tym miejscu zakończyłem liczącą prawie 240 kilometrów trasę. Jeśli macie ochotę na więcej atrakcji, warto udać się w okolice Krynek, gdzie można spotkać wędrujące stado żubrów, albo do niezwykłego Muzeum Ikon w Supraślu. W miasteczku polecamy dwie restauracje – Prowincję i Łukaszówkę.

Zobacz najnowsze wpisy na blogu