WZDŁUŻ NIDY

Długość trasy: 105 km
Orientacyjny czas trwania: 1 dzień

Wskazówka zegarka tyle co minęła 4.00 rano, kiedy wysiadałem z samochodu na piaszczystym brzegu Białej Nidy. Kilkadziesiąt metrów dalej jej wody łączą się z Czarną Nidą i niespiesznie płyną dalej już jako Nida. Jest to jedna z najpiękniejszych rzek, które miałem okazję zobaczyć w Polsce. Już od samego początku zafascynował mnie spokój, jaki tam panuje. Podróżowałem wzdłuż Nidy w czasie czerwcowych upałów, a nigdzie nie natrafiłem na rozwrzeszczany tłum ludzi, co było dość zaskakujące. W kilku miejscach widziałem pojedynczych amatorów wodnych atrakcji, ale były to raczej sporadyczne przypadki. Miałem więc całą Nidę tylko dla siebie.

Sposób na rzekę
Każda trasa musi mieć jakiś plan. Za punkt honoru postawiłem sobie przejechanie przez wszystkie mosty na rzece. Miało to podwójną zaletę. Po pierwsze byłem ciągle blisko rzeki, po drugie mogłem podziwiać jej koryto z pewnej wysokości. Patrząc na mapę, łatwo można zauważyć, że Nida wije się na świętokrzyskiej ziemi niczym wąż. To sprawiło, że tylko nieliczne wsie ulokowane są nad samą rzeką. Zazwyczaj płynie ona w oddaleniu od zabudowań i dróg. Wyjątek stanowią dojazdy do mostów czy kładek. Nie pomyliłem się, zakładając, że będą one przejezdne dla niemal każdego samochodu. Przemieszczałem się Mazdą MX-5, więc śmiało mogę stwierdzić, że w 99% kierowca nie powinien mieć problemu w zbliżeniu się do rzeki. Przeciwnikiem mogą być wiosenne roztopy i rozlewiska, które tworzą błotniste pułapki. Na drogach, po których jechałem, nie było kałuż, ale widziałem wyraźne ślady po wodzie stojącej w zagłębieniach. Niemniej jednak zdecydowałem się na taki plan i okazało się, że moja teza, że nikt nie buduje mostu, do którego nie da się dojechać, sprawdziła się niemal w stu procentach. Tylko w jednym przypadku musiałem odpuścić. Dlaczego? Przeczytajcie…

Pierwsze mosty za płoty
Miejsce, w którym Biała i Czarna Nida łączą swoje wody, nie jest zbyt spektakularne. Samochodem można dojechać na niewielką plażę, przy której znajduje się kładka. Chcąc przejść do punktu połączenia, trzeba przeprawić się przez podmokłą łąkę. Obserwując to miejsce z pomocą drona, widziałem, że od linii zabudowań prowadzi do niego ścieżka, ale nie zdołałem jej odnaleźć (możliwe, że wychodzi z prywatnej posesji). Zamoczyłem więc symbolicznie stopę w wodzie, po czym wsiadłem w samochód i ruszyłem dalej wzdłuż Nidy do pierwszego punktu na trasie. Był nim Zamek w Sobkowie.
Przemierzając tę trasę, zatrzymałem się na chwilę, żeby zobaczyć dwa pierwsze mosty na Nidzie. Pierwszy zbudowano nad starą drogą nr 7, a drugi – zdecydowanie większy – nad drogą ekspresową S7. Mało komfortową drogą dojechałem do Sobkowa, gdzie zatrzymałem się przy zamku. Jest to pozostałość po XVI-wiecznym dworze szlacheckim i karczmie, która zapełniała się podróżnymi przekraczającymi Nidę w tym miejscu. Dzisiaj sobkowską fortalicję wypełnia duch historii i gościnności. Na miejscu funkcjonuje hotel i restauracja o oryginalnej nazwie „Pod zakutym łbem”.
Nieopodal, w pobliżu Mokrska Dolnego, znajdują się kolejne ruiny zamku. Udałem się tam również ze względu na most, bo przecież miałem w planach pokonać Nidę każdym z możliwych. Niestety same ruiny są niedostępne i tylko dzięki temu, że obejrzałem je przy użyciu drona, mogłem zachwycić się tym urokliwym miejscem. Dookoła rozciągają się przepiękne łąki, a polnymi drogami można dojść nad rzekę.
Jadąc dalej, podziwiając malowniczy krajobraz Bugaju i Starych Kotlic, dojechałem do drogi nr 78. Kolejny most zaliczony! Do następnego mogłem jechać szutrową drogą wzdłuż wału przeciwpowodziowego, ale odpuściłem tę eskapadę, bo stwierdziłem, że szkoda zawieszenia samochodu, jeśli w to samo miejsce można dotrzeć asfaltem. Musiałem jednak zawrócić kawałek na północ, do Rębowa. Na miejscu okazało się, że nie jest to zbyt ciekawy most, a większą część jego konstrukcji zajmuje elektrownia wodna. Można po nim przejechać, ale tuż za nim kończy się asfalt i zaczyna dziurawa, szutrowa droga. Ujarzmione i wyprostowane wody Nidy lekko straciły swój urok, ale na szczęście tylko na chwilę.

Kierunek Pińczów
Z Motkowic przez Stawy dojechałem do bardzo urokliwego miejsca nad Nidą. Prowadzi do niego długa szutrowa droga obsadzona wierzbami. Na końcu znajduje się dość rachitycznie wyglądająca konstrukcja mostu. Jest przejezdny, ale po drugiej stronie droga polna droga nie wyglądała zbyt zachęcająco. Dookoła nie widać śladów cywilizacji, można tam w spokoju posiedzieć nad rzeką. Punktem obowiązkowym na mojej trasie był Pińczów. Dojechałem do niego przez Sobkowice i Skowronowo Dolne. W okolicach miasta widać, jak piękną dolinę wyrzeźbiła Nida w tym zakątku Polski. Po lewej stronie pną się w górę niewielkie wzgórza, które są niezwykłym urozmaiceniem krajobrazu. Samo miasteczko nie zmieniło się za bardzo od mojej ostatniej wizyty w 2016 r. Wtedy zatrzymałem się w Pińczowie na chwilę w drodze na spływ kajakowy. Podobnie jak za pierwszym razem plac Wolności tętnił życiem, ławeczki w parku zapełnione były mieszkańcami okolicznych wsi, którzy oczekiwali na lokalne busy. O ile mój spacer można nazwać zwiedzaniem, to w godzinę zobaczyłem w Pińczowie: pałac Wielopolskich (teraz szkoła), starą synagogę (oczywiście zamkniętą na cztery spusty) i remontowany obecnie Dom Ariański. Wszedłem też na chwilę do zabytkowego klasztoru franciszkanów. Duże wrażenie zrobiły na mnie kamienne krużganki.
Dość szybko jednak zatęskniłem za rzeką, więc bez żalu opuściłem Pińczów. Kolejnym przystankiem na trasie były Krzyżanowice Dolne. Znałem to miejsce z perspektywy kajaka i rzeczywiście kolejny raz urzekło mnie swoim pięknem.
Przecinając dolinę Nidy nieco dalej, dojechałem do Chrobrza. W pałacu Wielopolskich miałem nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej o tej bogatej historycznie okolicy, ale zarówno informacja turystyczna, jak i sam pałac okazały się nieczynne do odwołania. Pozostało mi więc pospacerować po parku i jechać dalej, oczywiście w poszukiwaniu mostów i mosteczków oraz kładek i kładeczek.

Kolejny most znalazłem dość szybko, w Nieprowicach, a następny, ku mojemu zdziwieniu, dopiero w Wiślicy. Największą atrakcją tej miejscowości jest dom Jana Długosza. Zbudowany w 1460 r., obecnie jest siedzibą Muzeum Archeologicznego. Na uwagę zasługuje również zabytkowa gotycka bazylika Narodzenia NMP z 1350 r., której fundatorem był Kazimierz Wielki. W jej podziemiach znajduje się Płyta Wiślicka (ok. 1175 r.), unikatowy zabytek sztuki romańskiej. Otoczenie niewielkiego rynku jest bardzo klimatyczne. Przeplatają się tu popadające w ruinę drewniane chałupy z murowanymi domami powojennymi i całkiem nowoczesnymi budynkami.

Ku ujściu
Z Wiślicy wygonił mnie żar lejący się z nieba. Nie pomogły nawet okazałe drzewa rosnące pośrodku rynku – co dziś jest ewenementem – dające kojący cień. Ciągnęło mnie nad Nidę. Do wsi Czarkowy dojechałem przez Koniecmosty, Kuchary i Ostrów. Ogromną przyjemność czerpałem z możliwości podziwiania niespiesznego życia świętokrzyskiej wsi. Zdjąłem nogę z gazu, opuściłem dach i delektowałem się chwilą.
Gdy dotarłem do mostu na uboczu wsi, poczułem iście wiejskie klimaty. Na brzegu postawiono metalową wiatę, z wysokiej trawy wystawały drewniane ławeczki. Po ilości kapsli od piwa mogłem stwierdzić, że ten bulwar wieczorami tętni życiem. Rzeka jednak płynie, nic sobie z tego nie robiąc. Ruszyłem dalej i po chwili znalazłem się na ruchliwej drodze nr 79, która zaprowadziła mnie do Nowego Korczyna. W tej miejscowości moją uwagę przykuł rozległy, otoczony miszmaszem architektonicznym rynek. Więcej czasu poświęciłem na obejrzenie ruin stojącej na skarpie nad Nidą synagogi, której historia sięga XVII w. Do jej budowy posłużyły cegły z dawnego zamku królewskiego z czasów Kazimierza Wielkiego.
Chcąc zobaczyć miejsce, gdzie Nida łączy się z Wisłą, musiałem wyjechać z Nowego Korczyna w kierunku Sandomierza. Po kilku kilometrach skręciłem w prawo do wsi Grotniki Małe. Jechałem konsekwentnie, dopóki asfalt mi na to pozwalał i tym sposobem dotarłem do wału przeciwpowodziowego. Z tego punktu kilka kroków dzieliło mnie od ujścia. Tu Nida, prosta niczym strzała, wdziera się w zakole Królowej Polskich Rzek.
Opuszczając to miejsce, poczułem pewien niedosyt, bo uroda tej świętokrzyskiej rzeki jest niezwykła. Może warto jeszcze raz zwodować kajak i ruszyć na jej odkrywanie z poziomu wody i piaszczystych wysepek…

Zobacz najnowsze wpisy na blogu